Urzędnicze dorabianie jest uznawane za rzecz zupełnie naturalną. Przecież to nie kryminalna korupcja ani łapownictwo. Urzędnicy handlują więc tym, w co wyposaża ich urząd: wiedzą, poufnymi informacjami, doświadczeniem, pozycją, autorytetem, możliwościami. Najczęściej szkolą, bo nauka jest dziś w cenie. Ogromny rynek szkoleniowy chętnie korzysta z usług urzędników, ci zaś dbają, by nie brakło okazji do nauki i tematów do wykładania. Świetnie temu służą niejasne i często zmieniane przepisy. Objaśnianie meandrów kolejnych ustaw i rozporządzeń, zasad ich właściwego rozumienia i interpretacji, stwarza okazję do odbycia wielu wykładów. Urzędnicy-wykładowcy są cenieni najwyżej, bo zawsze najlepiej dowiedzieć się, jak interpretuje niejasne przepisy ten, u którego być może będziemy musieli załatwiać sprawy urzędowe.
– Kilka lat temu co drugi urzędnik Ministerstwa Finansów dorabiał szkoleniami, udzielaniem porad lub pisaniem artykułów do licznych specjalistycznych pism – mówi przedstawiciel firmy szkoleniowej. – Od czasu, kiedy Balcerowicz zaczął walczyć z urzędniczymi chałturami, namówienie kogoś z ministerstwa na szkolenie wymaga większego wysiłku i kosztów. Trzeba też zachować dyskrecję, a szkoda, bo kiedyś informacja, że wśród wykładowców będzie naczelnik X czy dyrektor Y, przyciągała wielu kursantów.
Szkoła życia
Za ojca chrzestnego urzędników finansowych dorabiających szkoleniami uznawany jest były wiceminister finansów Witold Modzelewski, dziś prezes Krajowej Izby Doradców Podatkowych. To on również wskazał drogę, jaką może rozwijać się kariera dorabiającego urzędnika – porzucenie służby publicznej i przejście do sektora prywatnego, gdzie człowiek z urzędowym doświadczeniem i kontaktami jest na wagę złota.