Pomysł Andermana był prosty przynajmniej z pozoru: w opowieści wyrazić to, co niosą ze sobą sensy fotografii uwieczniającej ulotny moment. I oto okazuje się, iż niejeden taki moment streszcza w sobie o wiele więcej, niż byśmy się zrazu spodziewali. Oczywiście pod warunkiem, że się dopowie okoliczności, w jakich zdjęcie powstawało. Anderman dopowiada i czyni to w sposób wielce zajmujący.
Przewijają się przez „Fotografie” postaci znane publicznie – Marek Nowakowski, Edward Stachura, Agnieszka Osiecka, Piotr Skrzynecki, Ireneusz Iredyński, Janusz Głowacki. Ale są i tacy, jak ów były ormowiec, który na mazurskim letnisku prawi chłopom o niegdysiejszej konieczności wprowadzenia stanu wojennego, by niedługo potem, o czym dowiadujemy się na końcu opowiadania, powiesić się na klamce u drzwi. W galerii bohaterów książki Andermana całkiem poczesne miejsce zajmują ludzie tak zwani prości, czasem podli, czasem szlachetni, niekiedy bezwiednie uwikłani w Wielką Historię, gdy na przykład w roli podrzędnych funkcjonariuszy władzy komunistycznej rutynowo i topornie egzekwują prawo i porządek w chwilach dla kraju przełomowych.
Anderman nie ukrywa swoich sympatii i antypatii do ludzi i postaw. Nie waha się przyszpilać zjadliwą ironią debilizmu prowincjonalnych milicjantów czy emerytowanych esbeków orzekających w kolegiach do spraw wykroczeń. Nie ma zbyt wiele wyrozumiałości dla dawnych partyjnych pisarzy i rozmaitych urzędników kontrolujących za PRL ład ideologiczny „na odcinku kultury”. Ale nie ma też większych złudzeń co do „szarego człowieka”, pokornego politycznie w warunkach realnego socjalizmu, a potem, już po nastaniu demokracji, tropiącego wszędzie wpływy żydowskie. „Fotografie” są ostre wszędzie tam, gdzie głupota bierze ślub z nienawiścią.