Archiwum Polityki

Ogród w Milanówku

Jarosław Marek Rymkiewicz od niemal dwudziestu lat zdaje się pisać wciąż tę samą książkę poetycką. Od wydanego w 1983 r. w drugim obiegu tomiku „Ulica Mandelsztama” jest to liryka obsesyjnie powracających motywów przemijania, śmierci, nicości.

Rymkiewicz, uczony badacz romantyzmu, a zarazem teoretyk klasycyzmu, sięga jawnie do tradycji barokowej, a znów kształty jego ostatnich wierszy przypominać muszą czytelnikowi formuły znane z poezji Bolesława Leśmiana, którego twórczością autor „Zachodu słońca w Milanówku” jest wyraźnie zafascynowany.

Ogród w Milanówku to tyleż konkretne miejsce, co metafora świata. Rymkiewicz odsyła nas z jednej strony do podwarszawskiej geografii (Milanówek, Brwinów, Podkowa Leśna, Bolimów), z drugiej czyni zeń przestrzeń symboliczną. Dramat istnienia, bo ten temat wydaje się najważniejszy w ostatnich wierszach poety, rozgrywa się wszak wszędzie i zawsze. Bohaterem „Zachodu słońca w Milanówku” jest przede wszystkim natura. Fauna – koty, jeże, ptaki, robaki wreszcie, oraz flora – drzewa, trawy, krzewy ozdobne i dziko rosnące sportretowane zostają przez Rymkiewicza w chwili przemijania. Jesień staje się tu metaforą odejścia, zima – śmierci.

Poeta pisze swe wiersze niejako przeciwko współczesnej kulturze, która zachłystuje się chwilą doczesną, która zepchnęła tragedię umierania na margines. Przestrzeń ogrodu wypełniają też obrazy licznych duchów: przechadzają się tu zarówno zmarłe koty jak i dawno zamordowany poeta Osip Mandelsztam, filozof Błażej Pascal czy Johannes Brahms.

Jarosław Marek Rymkiewicz znalazł intrygującą formułę dla współczesnej poezji metafizycznej. Jest to formuła, która balansuje na granicy filozoficznego ryzyka oraz religijnej herezji. Literatura bowiem, w przeciwieństwie do „normalnego” życia, sprzyja egzystencjalnym i filozoficznym eksperymentom, jest odpowiednim miejscem dla wyrażania ludzkich dylematów poznawczych czy religijnych.

Polityka 45.2002 (2375) z dnia 09.11.2002; Kultura; s. 65
Reklama