Jedno niedzielne popołudnie pod koniec października rezerwujemy w „Polityce” – już drugi rok z rzędu, a wszystko wskazuje, że stanie się to tradycją – na wręczenie stypendiów w ramach akcji „Zostańcie z nami!”. Staramy się to robić bez nadmiaru koturnowości, ale też z należną wszystkim atencją. Oto bowiem zjawiają się w naszej siedzibie przedstawiciele na co dzień oddalonych od siebie środowisk. Z jednej strony profesura i najzdolniejsi młodzi adepci nauki, z drugiej – przedstawiciele świata finansów, bankowości, wielkich interesów gospodarczych. Jak się ku naszej – jako gospodarzy – satysfakcji okazuje, te środowiska potrafią odnaleźć wspólny język i wspólne rozumienie problemu, z którym próbujemy się zmierzyć poprzez nasze przedsięwzięcie.
Jego ideą jest nagradzanie młodych ludzi nie tylko za to, że wybrali trudną, wyboistą i w dzisiejszych czasach dramatycznie nieopłacalną finansowo drogę kariery naukowej w Polsce, ale również za to, że potrafią zachować niezależność myślenia i odwagę trwania przy swoich pasjach. Zależy nam, by z grona aspirujących do nagrody młodych ludzi (w tym roku ubiegało się o nią ponad 500 osób) wyłowić prawdziwe osobowości, tych, którzy nie tylko potrafią dochodzić do znaczących wyników w zaciszu gabinetów i laboratoriów, ale też umieją się swoją wiedzą w sposób atrakcyjny dzielić ze studentami. Z jednej bowiem strony obserwujemy w Polsce niebywałe ożywienie aspiracji edukacyjnych, z drugiej – ucieczkę najzdolniejszych młodych ludzi, którzy powinni przejmować teraz pałeczkę w akademickiej sztafecie pokoleń.
To nie tylko kwestia emigracji na Zachód; młodzi, utalentowani ludzie stają dziś przed wyborem: marne tysiąc złotych na uczelni (plus dekoncentrujące chałtury, jeśli w ogóle istnieje taka możliwość) czy co najmniej trzy–cztery razy więcej na posadzie, która ich co prawda nie satysfakcjonuje i na pewno nie odpowiada kwalifikacjom intelektualnym, ale pozwala godziwie żyć.