Archiwum Polityki

Wioska europejsko-polska

Żadna grupa zawodowa nie będzie miała w Unii takich przywilejów jak rolnicy

Dobrze, że polski rząd wreszcie uznał, iż Unia Europejska nie da polskim rolnikom pełnych dopłat bezpośrednich (Bruksela proponuje 25 proc. w momencie integracji), więc – choć nieoficjalnie – Polska nie będzie uparcie żądać więcej. Bardzo niedobrze natomiast, że społeczeństwu robi się wodę z mózgu i przekonuje, że interes narodowy jest tożsamy z interesem rolników. Zwłaszcza że sami rolnicy mają różne interesy i to, co bardziej korzystne dla gospodarstw towarowych, z pewnością nie spodoba się tym, którzy sami zjadają, co im urośnie. A ci stanowią dziś większość.

Można odnieść wrażenie, że celem naszej integracji jest tylko to, aby polskim chłopom żyło się lepiej – i to od razu. Muszą mieć dopłaty takie same jak unijni farmerzy, bo jak nie, to nie wejdą – wygraża PSL, bojąc się, aby tego argumentu szybciej nie użyła Samoobrona. Ponieważ tych żądań nie spełni Bruksela, mają je spełnić polscy podatnicy. Rząd zdecydował, że do unijnych dopłat dorzuci chłopom z naszego chudego budżetu. Będzie też żądać od UE, aby mieszkańcom wsi nie dawano wędki, lecz rybę – czyli żeby aż 60 proc. funduszy na rozwój wsi zamienić na dotacje dla rolników. Na dodatek chcemy wejść do Unii, zachowując cła na żywność, czyli obłożyć podatkiem polskich konsumentów.

Te żądania prowadzą do utrwalenia chorej sytuacji, w której każdy uprawiający spłachetek pola będzie się go nadal kurczowo trzymał za pieniądze Brukseli i polskich podatników. W nieokreśloną przyszłość odsuwając zbliżenie polskiej wsi do unijnej, gdzie z roli żyje kilka, a nie – jak u nas – 25 proc. mieszkańców kraju.

Rząd uginając się przed szantażem ludowców może sprawić, że cała reszta społeczeństwa zada sobie pytanie: po co nam ta Unia?

Polityka 42.2002 (2372) z dnia 19.10.2002; Komentarze; s. 16
Reklama