Wcześniej lub później taki film musiał powstać. Nie ma właściwie tygodnia, by nowe informacje o Michale Wiśniewskim nie pojawiły się w gazetach lub telewizji. Ot, choćby ostatnio mogliśmy dowiedzieć się, że frontman Ich Trojga skoczył, jak to ma w zwyczaju, podczas koncertu w publiczność i tym sposobem poturbował swoją fankę. W telewizji przedstawiono opinie obu stron zajścia: rodzina poszkodowanej domaga się zadośćuczynienia, zaś Wiśniewski tłumaczy, że jego koncerty to przecież nie występy Ireny Santor. Piosenkarz miał w ogóle nie najlepszy okres, bowiem – znów donosiły gazety – przestał być wiceprezesem Reim Music Factory Polska, firmy między innymi zajmującej się promocją Ich Trojga, ponieważ stracił zaufanie niemieckiego wspólnika.
I takich lepszych bądź gorszych wieści o życiu gwiazdora pełno jest od czasu, gdy płyta „ad. 4”, czwarta w dorobku grupy, osiągnęła status wielokrotnie platynowej i została najlepiej sprzedającym się w historii polskiej fonografii albumem. Film o artyście, który najbardziej kojarzy się z sukcesami zespołu, powstać więc musiał. Jego realizacją zajął się Sylwester Latkowski – reżyser kontrowersyjny, autor „Blokersów” – filmu dokumentalnego o rodzimym hip hopie.
Gwiazdor z dołu
„Gwiazdor” nie jest ani na klęczkach opowiedzianą historią pewnego sukcesu, ani też filmem ironicznym. W swoim filmie Latkowski wraca do rodzinnej gehenny, której popularny piosenkarz doświadczył. Kamera krąży po łódzkich slumsach, można przypuszczać zresztą, że w wielu miejscach budzi sensację, prędzej bowiem można wypatrzyć tam policyjny radiowóz niż ekipę filmową.
Okazuje się, że – wbrew wcześniejszym opowieściom wielokrotnie powtarzanym w wywiadach przez Wiśniewskiego – jego matka nigdy nie mieszkała w Niemczech, tylko w Łodzi, sporo pije i żyje z tego, co znajdzie na śmietniku.