Sto lat czekali Węgrzy na literacką Nagrodę Nobla. Mieli świetnych poetów oraz prozaików, ale ich dzieła nie były w stanie przełamać hermetyczności węgierskiego języka. Dokonał tego dopiero Imre Kertesz, którego powieść „Los utracony” oparta na osobistym doświadczeniu piekła Holocaustu została przetłumaczona już na czternaście języków i zyskała ogromny rozgłos w Niemczech oraz Ameryce. Za tę właśnie powieść Węgier po raz pierwszy otrzymał Nobla.
Na wieść o przyznaniu nagrody Kerteszowi Węgierskie Radio i Telewizja przerwały programy i łączyły się bezpośrednio ze Sztokholmem. W siedzibie Węgierskiego Związku Literatów wywieszono natychmiast flagę narodową. W wielu gimnazjach i na wydziałach filologii uniwersytetów w Budapeszcie i Debreczynie zaimprowizowano dla wszystkich uczniów i studentów prelekcje, które kończyły się owacjami. Urząd skarbowy błyskawicznie obliczył, że za milion dolarów Kertesz dostanie 260 mln forintów, a ponieważ Nagroda Nobla nie jest zwolniona od 40-proc. podatku, odda państwu aż 104 mln forintów. Wreszcie w witrynach księgarń w kilka godzin później pojawiły się powiększone do ogromnych rozmiarów fotograficzne portrety laureata Nobla 2002 oraz jego książki.
Gorzej natomiast z możliwością nabycia w tych księgarniach „Losu utraconego”. Prędzej można kupić tę powieść zarówno w wersji oryginalnej jak i w przekładzie na polski, dokonanym przez Krystynę Pisarską, w Węgierskim Instytucie Kultury przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie niż w Budapeszcie. Rzecz w tym, że wydana po raz pierwszy w 1975 r. książka była potem bodaj tylko dwukrotnie wznawiana i ma się ukazać dopiero w najbliższym czasie w ramach wydawania dzieł zbiorowych Kertesza, rozpoczętego niedawno przez budapeszteńskie wydawnictwo Magveto. W ostatnich latach powieść Kertesza zyskała bowiem znacznie większy rozgłos na świecie niż na Węgrzech.