Marvin Minsky, znany i niezwykle utalentowany badacz sztucznej inteligencji, stwierdził w połowie lat sześćdziesiątych, że w ciągu trzech do ośmiu lat stworzymy maszynę, która będzie dysponowała ogólną inteligencją przeciętnego człowieka. Maszyna ta mogłaby czytać Szekspira, naprawiać samochód i opowiadać dowcipy. Minęło ponad 40 lat, pojawiły się superkomputery, które wygrywają z człowiekiem w szachy, ale od poziomu inteligencji małego dziecka dzieli je przepaść.
Programiści z lat sześćdziesiątych, nafaszerowani literaturą science fiction i oszołomieni lądowaniem człowieka na Księżycu, sądzili, że osiągnięcie przez komputer ludzkiego poziomu inteligencji to już tylko problem zwiększania jego mocy obliczeniowej. A ta podwajała się od tamtych czasów co dwa lata. Mimo to nawet najsilniejszy istniejący obecnie superkomputer nie zrozumie najprostszego zdania z najprostszej dziecięcej bajki, a najbardziej inteligentny robot potrafi wykonywać jedynie proste, powtarzalne czynności nie wymagające nawet odrobiny myślenia. Minsky, dzisiaj profesor w słynnym Massachussetts Institute of Technology (MIT) i jeden z kilku największych autorytetów w dziedzinie robotyki, na pytanie: kiedy stworzymy wreszcie prawdziwą sztuczną inteligencję – odpowiada teraz z większym respektem: – za cztery albo za czterysta lat. Nikt nie jest tego pewny, gdyż ciągle nie potrafimy do końca zrozumieć, czym jest umysł, inteligencja i świadomość.
Dzisiejsza sztuczna inteligencja, a więc komputery i roboty, naśladuje tylko bardzo wąski fragment naszego umysłu – myślenie oparte na logice formalnej. Pierwsi programiści ulegli złudzeniu, że do tego właśnie sprowadza się wszystko, co robi mózg i że wystarczy to do stworzenia inteligentnych maszyn. Gdyby im wówczas ktoś powiedział, że potrzebne jest jeszcze coś tak archaicznego jak zdrowy rozsądek, postukaliby się w czoło.