Archiwum Polityki

Inne filmy, inna publiczność

Wielu jest widzów, którym repertuar multikin nie wystarcza

Symbolem Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego jest żółty jesienny liść, taki jak w smutnych piosenkach o końcu lata. Ale mimo nie najlepszej pogody, właśnie na początku października w wybranych stołecznych kinach panuje gorączkowe ożywienie. Przed kasami tłoczą się kolejki, a sale projekcyjne zapełniają się do ostatniego miejsca. Podobnie dzieje się w tym roku – już po raz osiemnasty. Organizatorzy przygotowali naprawdę imponujący zestaw tytułów: w sumie do obejrzenia jest ponad 120 pozycji, czego nawet najbardziej zagorzały kinoman nie jest w stanie zobaczyć w ciągu 10 dni. Trzeba więc przebierać i wybierać, a przy okazji można się przekonać, że ciekawe filmy robi się dzisiaj na całym świecie, nie tylko w Hollywood. Dobrze prezentuje się kino europejskie. W tym roku w osobnych sekcjach pokazywane są filmy niemieckie oraz norweskie, ale nowości z wielu krajów naszego kontynentu można śledzić w tradycyjnym cyklu Europa, Europa. Jest okazja zobaczyć dzieła wydelegowane przez kinematografie, o których istnieniu, sądząc po repertuarze naszych kin, można by od dawna wątpić. Np. filmy z Czech, Litwy, Łotwy, Rumunii, Bułgarii, Jugosławii czy Albanii. Dominują utwory współczesne, pokazujące, iż mimo różnic wszystkie kraje b. bloku mają dziś podobne problemy. Jak na każdym porządnym festiwalu filmowym, obecna jest Azja, nie tylko Japonia i Chiny, ale także Indonezja czy Kurdystan. Dla bardziej konserwatywnych widzów przygotowano zestaw dzieł uznanych mistrzów, a także premiery nadchodzącego sezonu.

Nowością tegorocznego Warszawskiego Festiwalu jest natomiast przegląd Nowe Filmy, Nowi Reżyserzy. Dzieła młodych twórców ocenia jury, co też jest nowością, ponieważ dotychczas swe wyróżnienia przyznawała jedynie publiczność. Ale publiczność jest nadal najważniejsza.

Polityka 41.2002 (2371) z dnia 12.10.2002; Komentarze; s. 18
Reklama