Kiedy prasa doniosła niedawno, że Rodney Honeycutt, biolog z Teksasu, wystąpił z tezą, iż przodkowie południowoamerykańskich świnek morskich przywędrowali na ten kontynent z Afryki 40 mln lat temu, prawdopodobnie przepływając Atlantyk na tratwie utworzonej z wodorostów, pomyślałem, że nie na darmo nazywają je „morskimi.” Doceniając ich wyczyn powinniśmy awansować je do „oceanicznych”. Honeycutt, stosując nowoczesne metody genetyczne i paleontologiczne oraz porównując geny amerykańskich świnek z ich afrykańskimi krewnymi, doszedł do wniosku, że gryzonie te „odkryły Amerykę” wiele milionów lat po oddzieleniu się tego kontynentu od afrykańskiego.
Polityczne implikacje jego odkrycia stały się dla mnie jasne dopiero, gdy wpadło mi w ręce doniesienie z Kansas City, gdzie wczesnym latem 2001 r. odbyło się doroczne spotkanie Amerykańskiego Stowarzyszenia Antropologów Fizycznych. Jednym z jego uczestników był brazylijski uczony Walter Neves z uniwersytetu w Săo Paulo, który na terenie wielkiego cmentarzyska zwanego Santana do Riacho 1 odgrzebał i zbadał ponad 40 ludzkich szkieletów liczących sobie 8–11 tys. lat. Jego konkluzje dolały oliwy do ognia toczącej się od wielu lat burzliwej debaty na temat tożsamości najstarszych mieszkańców amerykańskiego kontynentu. Neves twierdzi mianowicie, że wiele szkieletów zdradzało wyraźnie afrykańskie pochodzenie. Teza – głoszona już wcześniej przez niektórych nieortodoksyjnych antropologów – mówiąca, że w prehistorycznych czasach wędrowcy ze Starego Świata (mieli na myśli Europę, a nie Afrykę) przekroczyli Atlantyk wyprzedzając o wiele tysięcy lat Kolumba, uważana była dotychczas za czystą spekulację.