Ksiądz Stefan Moszoro Dąbrowski wymawia „r” z hiszpańska, wibrująco. Pojedzie do Rzymu dopiero na koniec kanonizacji. Tak wyszło w losowaniu w warszawskim ośrodku Opus Dei, którym kierował jako wikariusz regionalny na Polskę od upadku komunizmu przez prawie 10 lat. – Ojciec ze Lwowa – opowiada w saloniku OD przy Filtrowej – matka też, choć z pochodzenia Ormianka, po wojnie trafili do Argentyny. Trzeba się było nauczyć hiszpańskiego i z tym „r” trochę przesadziliśmy.
Z OD zetknął się przez rodziców już jako młody chłopak. – Mama, więźniarka Oświęcimia, mówiła: zastanów się, będziesz musiał wrócić do Polski. Studiował w Argentynie elektronikę, w Rzymie – teologię, w hiszpańskiej Pampelunie – teologię. W czerwcu 1982 r. z rąk papieża Polaka otrzymał święcenia kapłańskie, miał 25 lat. Zawsze czuł, że pojedzie do Polski, ale póki panował komunizm, Opus Dei – po łacinie Dzieło Boże – nie wchodziło do ojczyzny Jana Pawła II.
– Wiedziano jednak, że jestem gotowy i gdy zapytano mnie w 1989 r., czy tak jest nadal, pojechałem od razu.
„Historia Kościoła i świata rozwija się pod działaniem Ducha Świętego” – powiedział papież w przemówieniu w rok po beatyfikacji Escrivy, która wyprzedziła o 10 lat wyniesienie Hiszpana na ołtarze. „Błogosławiony Josemaria Escriva (...) przypomniał współczesnemu światu powszechne powołanie do świętości oraz wartość chrześcijańską, którą może uzyskać w codziennych okolicznościach praca zawodowa każdego człowieka” – mówił Jan Paweł II.
– Czy chrześcijanie mają być kosmitami – dopowiada ks. Stefan – Nie! Opus Dei zachęca, by się angażowali w politykę, biznes, we wszystko.