Radnym Lwowa zabrakło wyobraźni. Odrzucając kompromisowe rozwiązania dowiedli, że mają za nic międzynarodowe porozumienia zawarte na najwyższym szczeblu. I że lekceważą wszystkich – Polaków i Ukraińców – którym zależało na zakończeniu trwających od lat zabiegów, by Cmentarz Orląt odbudować, zakończyć wreszcie spory i przerwać emocje. Prezydent Kuczma przeprosił za to, co się stało. Wyraził też żal, bo ucierpiał i jego prestiż. Wypada jednak zauważyć, że następny ruch zależy dziś nie od Polski, lecz od Kijowa właśnie. Za politykę państwa odpowiadają przecież jego władze konstytucyjne, a nie radni miasta, nawet tak niezwykłego jak Lwów. Być może słuszny byłby pomysł, żeby Cmentarz Łyczakowski, którego częścią jest Cmentarz Orląt, wyłączyć spod jurysdykcji miejskiego samorządu i pozostawić w gestii ukraińskiego ministerstwa kultury, zwłaszcza że są ku temu przesłanki. Lwów jest miastem, które przy poparciu Polski objęte zostało patronatem UNESCO i zaliczane jest do światowego dziedzictwa kultury. A Łyczaków to jedna z najpiękniejszych starych nekropolii Europy. Być może Cmentarz Orląt powinien trafić pod opiekę ukraińskiej Państwowej Międzyresortowej Komisji do spraw Upamiętnień Ofiar Wojen i Represji jako cmentarz wojskowy. Z pewnością nie można wpadać w histerię podobną do tej, jaka ogarnęła radę miejską Lwowa, a została wywołana przez kilkanaście osób ze skrajnie prawicowych ugrupowań. Bo przecież ta decyzja nie kończy ani nie zamyka dobrych polsko-ukraińskich kontaktów i współpracy we wspólnej Europie.