Archiwum Polityki

Ludzie ze złomu

„To jest nowe kino, wszystko można tam kupić” – mówi bohaterka jednego z festiwalowych filmów, prezentując powracającym z zagranicy dzieciom zachodzące w okolicy zmiany. Można by, idąc dalej tym tropem, zapytać: Co konkretnie można dziś kupić w polskim kinie?

Scena pochodzi z filmu Iwony Siekierzyńskiej „Moje pieczone kurczaki”, który można kupić w pakiecie dzieł reżyserów debiutantów, którzy, mówiąc językiem bohatera „Amatora” Kieślowskiego, chcą filmować „to, co jest”. Kamera wraca w miejsca, w których od dawna nie stała. Młodzi twórcy pokazują więc trochę gorszą Polskę, którą niby wszyscy pobieżnie znają, ale nie w zbliżeniach. Dla starszych widzów to żadna nowość, bo kiedyś kino zaangażowane zaglądało w te rejony, ale wraz z rozwojem realnego kapitalizmu przestało. Teraz początkujący twórcy chcą po swojemu przedstawić „świat nie przedstawiony”.

Przywołuję tytuł słynnego manifestu pokolenia Marca 1968 nieprzypadkowo, widzę bowiem w tych świeżych filmach podobną determinację społecznego i etycznego sprzeciwu. Często bohater jest zarazem narratorem, który zza kadru stawia pytania: dlaczego jest tak, jak jest, skoro miało być inaczej? Jak w nagrodzonym Nagrodą Specjalną Jury „Moim mieście”, w którym główna postać dramatu jest przewodnikiem po losach mieszkańców pewnego bloku mieszkalnego, w którym w zasadzie nic ważnego się nie dzieje, może poza pojawiającym się znienacka szczurem (może to tylko ukryte lęki?). Jest tu coś z klimatów Becketta, z tą jedynie różnicą, że wierzymy, iż Godot w końcu przyjdzie.

W tym rysującym się już wyraźnie kinie nowej wrażliwości zawsze pojawia się bowiem nadzieja nawet w sytuacjach beznadziejnych. W naszym filmie rzadko występują zwyczajni ludzie, z którymi moglibyśmy się identyfikować. Tymczasem młodzi reżyserzy naprawdę lubią swych bohaterów i to uczucie udziela się widzom.

Kino nowej wrażliwości

Mieliśmy bohaterów z marmuru, potem z żelaza, a teraz ze złomu. Nie mieszczą się oni w nowej rzeczywistości, nie uzyskali meldunku w wolnej Polsce, czasem z własnej winy, czasem wskutek serii nieszczęśliwych przypadków.

Polityka 39.2002 (2369) z dnia 28.09.2002; Społeczeństwo; s. 90
Reklama