Archiwum Polityki

Kiełbasa leśna

Kiedy posłowie PSL złożyli projekt ustawy o zalesianiu gruntów rolnych, w Sejmie kpiono, że niebawem nazwę swej partii zmienią na Polskie Stronnictwo Leśników. Projekt zakładał, że każdy rolnik, który zalesi więcej niż cztery hektary, uzyska status pracownika Lasów Państwowych. Liczono, że na wsi powstanie milion nowych miejsc pracy. Na razie nikt nie wie, czy przybędzie choćby jedno.

Pierwsze czytanie projektu ustawy odbyło się w maju 1999 r. Rolnicy, poza statusem pracownika Lasów Państwowych, mieli przez 15 lat co miesiąc dostawać po 150 zł za każdy hektar zalesionego gruntu. Miała to być zapłata za uprawę zakładanych lasów. Z symulacji posłów PSL wyszło, że co roku będzie można w ten sposób zalesić 50 tys. ha chłopskiej ziemi. W pierwszym roku potrzeba będzie na to 30 mln euro, a po 10 latach – 300 mln euro. Skąd tyle wziąć? Pomysłodawcy przyjęli, że 30 proc. tej kwoty pokryje nasze państwo, a resztę fundusze z Unii Europejskiej, zainteresowanej zwiększeniem połaci lasów w Polsce i ograniczeniem naszej produkcji rolnej.

Poseł Aleksander Bentkowski, referując z sejmowej trybuny projekt ustawy, mówił: „Myśmy powinni wykorzystać tę szansę i przechwycić te środki”. Projekt, z negatywną opinią rządu Jerzego Buzka i klubu AWS oraz wieloma krytycznymi uwagami ze strony pozostałych klubów poselskich, trafił do dalszych prac w komisjach.

Do drugiego czytania ustawy doszło w lutym 2001 r., siedem miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, kiedy już walczono o głosy wiejskiego elektoratu. Z pierwotnego projektu zniknęły zapisy o statusie pracowników Lasów Państwowych i finansowe roszczenia wobec Unii Europejskiej. Ustawę poparły wszystkie kluby. Na początku czerwca rząd, którego notowania leciały w dół, wycofał się ze swoich obiekcji, a 8 czerwca za przyjęciem ustawy głosowało 422 posłów (4 było przeciw).

Dla tysięcy zubożałych rolników, właścicieli ok. 5 mln ha najsłabszych gleb (V i VI klasy), ustawa stworzyła jakąś perspektywę wyjścia z trapiącej ich biedy. Podsunęła też pomysł sporej grupie innych osób. W lokalnych gazetach, zwłaszcza wydawanych na tzw. ścianie wschodniej, gdzie hektar ziemi najniższej klasy można kupić i za 500 zł, ukazały się ogłoszenia: „Kupię 10 ha gruntu pod zalesienie” z numerami telefonów do dużych miast.

Polityka 20.2002 (2350) z dnia 18.05.2002; Kraj; s. 36
Reklama