Polską opinię publiczną oczywiście szczególnie interesował stosunek tak wpływowej osoby na niemieckim rynku literackim do literatury polskiej. Od jego sądu wiele zależało. Ranicki wprowadzał do Niemiec poszczególnych pisarzy lub poszczególne tytuły, kreował sukcesy, ale także – odwrotnie – jednym słowem mógł odsunąć całe nurty polskiej literatury na margines mówiąc, że to niezrozumiałe lub wymaga szczegółowych komentarzy. Odbierając w marcu ubiegłego roku nagrodę im. Lindego ufundowaną przez dwa miasta partnerskie Getyngę i Toruń, Marceli Reich-Ranicki wyjaśnił swój stosunek do literatury polskiej (drukowaliśmy tę wypowiedź w POLITYCE 15/01): jest ona znakomita jako liryka, ale poezja jest nieprzekładalna (co można uznać za szpilę pod adresem np. Karla Dedeciusa, szczególnie zasłużonego tłumacza poezji polskiej na język niemiecki), natomiast proza – poza kilkoma wyjątkami – jest najwyżej przeciętna i tak uwikłana w polskie realia, że niezrozumiała dla niemieckiego czytelnika.
Nie zmienia to faktu, że polskie powieści miewają w Niemczech doskonałe recenzje. Zwykle są to jednak recenzje grzecznościowe, recenzenci uważają, że za historyczne krzywdy wyrządzone Polakom trzeba wobec polskiej literatury stosować taryfę ulgową. Ten protekcjonizm – twierdzi Ranicki – jest w istocie obraźliwy. Czas, by Niemcy uwolnili się od kompleksu winy, a Polacy od kompleksów narodowych. Wygra na tym i literatura polska, i jej odbiór w Niemczech.
Tą mową dziękczynną z 2001 r. Marceli Reich-Ranicki kończy właśnie wydany wybór swych szkiców o literaturze polskiej „Najpierw żyć, a potem się bawić” („Erst leben, dann spielen. Über polnische Literatur”, wyd.