Archiwum Polityki

Związki mówią nie

OPZZ i Solidarność wyjątkowo zgodnie sprzeciwiły się zaproponowanym przez socjaldemokratyczny rząd zmianom w kodeksie pracy. Związkowcom nie podoba się właściwie wszystko, począwszy od prób ograniczenia roli układów zbiorowych poprzez projekty obniżenia stawek dla rozpoczynających pracę absolwentów aż po plany pozostawienia pracodawcom większej swobody w zwalnianiu pracowników. Marian Krzaklewski oczekuje, że rząd wycofa się ze swoich niefortunnych pomysłów – jeśli nie, to już teraz zapowiada protesty. Maciej Manicki nie wierzy, by ograniczanie praw pracowniczych było receptą na przeciwdziałanie bezrobociu. Co oferują w zamian? Niestety, wyłącznie nieustanną gotowość do rozmów.

Tymczasem od samego mieszania herbata nie staje się słodsza, a od samego gadania miejsc pracy nie przybywa. Jeśli polska gospodarka ma wrócić na ścieżkę szybszego wzrostu, to trzeba różnych działań, w tym także samoograniczenia się związków i bardziej elastycznych przepisów na rynku pracy. Nikt nie twierdzi, że jest to środek jedyny ani nawet najważniejszy. Jednak odkładanie projektu w całości na półkę z sugestią, że reformować można wszystko, byle nie stosunki pracy, świadczy o braku realizmu i niedostatku – niestety – solidarności. Wskaźnik bezrobocia przekroczył już w Polsce 18 proc. Jak musi być wysoki, by związki zawodowe przestały bronić interesu wyłącznie tych, którzy mają jeszcze jakiekolwiek zajęcie?

Paweł Tarnowski

Polityka 12.2002 (2342) z dnia 23.03.2002; Komentarze; s. 17
Reklama