W areszcie, przed wiceprezydentem, obecnie radnym miejskim z Unii Polityki Realnej, w ostatnich dniach lutego 2002 r. znaleźli się: były radny Władysław W., magistracki urzędnik Marek W. i włoski biznesmen Franco M., który przyjechał do Polski w połowie lat 90. Najprawdopodobniej znał już wówczas salezjanina Wiktora L., który wcześniej przez wiele lat studiował w Italii.
23 czerwca 1995 r. Franco M. i jego przyjaciel Alvaro C. działając w imieniu własnej spółki Adrianfin Poland zawiązali w Krakowie kolejną spółkę IA.CO Poland. Wspólnikiem Włochów, a właściwie głównym udziałowcem nowej firmy, został ksiądz Wiktor. Choć, jak się później okazało, nie wniósł do niej ani złotówki. Był jednak kluczem do włoskiego interesu. Prawo nie zezwalało bowiem obcokrajowcom na zakup nieruchomości w Polsce bez zgody ministra spraw wewnętrznych. Polski ksiądz, który miał 51 proc. udziałów w spółce, mógł kupować kamienice bez ograniczeń.
A Włochów zachwyciły pod Wawelem właśnie kamienice. Zwłaszcza jedna: średniowieczna i monumentalna przy ul. Sławkowskiej 6, z okien której podziwiać można było Rynek Główny, czyli serce miasta. Kamienica, którą władze Krakowa postanowiły właśnie wystawić na publiczną sprzedaż.
Wynik przetargu nie pozostawiał złudzeń. Za około milion złotych firma IA.CO Poland kupiła od krakowskiej gminy kamienicę wartą znacznie więcej. W akcie notarialnym znalazł się jednak zapis, że polsko-włoska spółka zapewni mieszkania zastępcze jedenastu rodzinom z oficyny budynku i zrobi to już za własne pieniądze. To dawało dość jasny pretekst do obniżenia ceny kamienicy. Jednak mieszkań zastępczych ostatecznie nie zafundował lokatorom ani Franco M., ani salezjanin. Zafundowała je trzy lata później... gmina.
W ciągu tych trzech lat wiele się w polsko-włoskiej firmie zmieniło.