Moje życie jest w Pana rękach” – zakończył swój list do dyrektora Mazowieckiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia Piotr Słoma. Od maja 2004 r. walczy z chorobą nowotworową. Cztery operacje ma już za sobą i cztery różne schematy chemioterapii. Guz zarodkowy jądra okazał się jednak na tyle złośliwy, że mimo kolejnych prób leczenia wciąż pojawia się na nowo.
– W końcu uznaliśmy, że trzeba sięgnąć po jeszcze inny zestaw leków, wykorzystywanych za granicą z dobrym skutkiem – mówi Tomasz Sarosiek, onkolog z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Problem w tym, że specyfik ten w dokumentacji rejestracyjnej nie ma wymienionego, poza wskazaniem do leczenia raka jajnika i piersi, guza jądra. To dla Funduszu wystarczający powód, by odmówić sfinansowania takiego leczenia. Oburzeni lekarze zaalarmowali media: medycyna rozwija się tak szybko, że trudno nadążyć z rejestracją wskazań do leczenia rzadkich chorób, choć badania kliniczne potwierdzają przydatność niektórych leków. To nieetyczne odmawiać pomocy pacjentom.
Chore prawo
Minister zdrowia – lekarz wyjątkowo zasłużony w rozwijaniu na polskim gruncie nowoczesnych technologii – opowiedział się po stronie chorych. Wezwał Narodowy Fundusz Zdrowia do finansowania nawet tych kuracji, za które, z punktu widzenia polskiego prawa, nie powinien płacić (zabrania tego ustawa o świadczeniach zdrowotnych oraz prawo farmaceutyczne). – Biorę to na swoją odpowiedzialność – kwituje krótko prof. Zbigniew Religa, który to samo miał powiedzieć prezesowi NFZ Jerzemu Millerowi. Lekarze odetchnęli z ulgą, pacjentów opuścił strach, ale na jak długo? Czy gdyby ministrem nie był lekarz o uznanym autorytecie, ubezpieczycielowi łatwo byłoby przymknąć oko na łamanie prawa?