Archiwum Polityki

Łże-prawdy

Słowa staniały jak nigdy. Ostatnie insynuacje pod adresem Balcerowicza, że „mógł wziąć” łapówkę, i wobec byłych ministrów spraw zagranicznych, iż są wśród nich agenci sowieckiego wywiadu, pokazują, że nie ma już żadnych hamulców. Powiedzieć można wszystko o każdym i nie trzeba przedstawiać dowodów.

Osaczają nas insynuacje, oskarżenia bez pokrycia, kłamstwa bez weryfikacji, które się nawarstwiają, potęgują i sumują. Jedne są porzucane, bo pojawiają się następne, jeszcze ciekawsze i dotkliwsze, a też skuteczniejsze w szkalowaniu politycznych przeciwników. Liczy się skuteczność w przepychaniu do mediów i społecznej świadomości swoich obsesji i uprzedzeń jako prawie niezbitych faktów, które może i wymagają potwierdzenia, ale przecież – jak powiedział niedawno sam Jarosław Kaczyński – o dowody bardzo trudno, a im bardziej ich nie ma, tym bardziej jest to podejrzane.

Cel pomówienia jest jasny: zranić przeciwnika, pobrudzić i rzucić na żer, odebrać mu godność i prawa honorowe, uczynić bezbronnym wobec rechotu i szyderstw gawiedzi. Antoni Słonimski, zapytany przez fryzjera, dlaczego taki dzisiaj jest smutny, powiedział, że był właśnie na pogrzebie Stefana Żeromskiego. Usłyszał w odpowiedzi: „Nakradł się, to i umarł”. Jeden z internautów, komentując konflikt przewodniczącego komisji bankowej Artura Zawiszy z prezesem NBP, napisał: „Wyrzucić Balcerowicza, bo haruję jak wół, a i tak nie mogę dostać kredytu”. To jest właśnie wzorcowa publiczna reakcja. O to chodzi. I dlatego insynuacja robi taką polityczną karierę.

Wedle definicji słownikowej „insynuacja to niesłuszny zarzut”, to „przypisywanie komuś nieprawdziwych, krzywdzących myśli, postępków i intencji”. To sugestia, często niemożliwa do zweryfikowania, że „ktoś jest w coś zamieszany”. W polityce nie tylko chodzi o to, by uderzyć właśnie w tę wybraną osobę (o to także oczywiście), ale by osłabić całe jej środowisko, jej formację i idee, które ona niesie i wyraża. Jeśli ktoś jest o coś oskarżany albo rodzinnie obciążony winami historycznymi – a insynuacja to właśnie podsuwa – znaczy to, że nie może mieć jakiejkolwiek racji w żadnej sprawie, choćby w sprawie podatku liniowego i w dyskusji o sytuacji prawnej zająca.

Polityka 35.2006 (2569) z dnia 02.09.2006; Temat tygodnia; s. 20
Reklama