Jeszcze tydzień temu w Sejmie dominowała opinia, że królową parlamentarnej kuchni na długo stała się „kaczka z przystawkami”, czyli bezalternatywne rządy PiS z poparciem LPR i Samoobrony. Ale przystawki wiedzą, że mogą być połknięte jako pierwsze, więc czasem próbują uciec spod noża.
Jaki wybór miał Jarosław Kaczyński, kiedy Andrzej Lepper w czwartek odciął się od jego szturmu na media, a w piątek podczas sejmowej debaty poskramiał ataki PiS na Balcerowicza, i gdy w sobotę Roman Giertych ogłosił, że nowym hasłem Ligi będzie „zero radykalizmu”? Musiał iść po rozum do głowy.
Dlatego miejsce komisji medialnej i wszystkich innych pomysłów na komisje śledcze zajęła komisja antybalcerowiczowska.
Krucjata przeciw Balcerowiczowi i bankom, w której przystawki bezwzględnie będą trzymać się z PiS, ma tę zaletę, że może chwilowo zgromadzić znaczny społeczny potencjał nie tylko wśród tradycyjnego populistycznego elektoratu. PiS ma przecież rację, gdy twierdzi, że usługi bankowe wciąż są w Polsce drogie i wszyscy na tym cierpimy. Gdyby PiS umiał to zmienić, każdy z nas by na tym prywatnie skorzystał, a gospodarka mogłaby się zapewne nieco szybciej rozwijać. Sęk w tym, że Prawo i Sprawiedliwość tego nie umie, podobnie jak LPR i Samoobrona.
Kto to zrobił?!
Jak wszyscy populiści, zamiast rozwiązywać problemy, których rozwiązać nie potrafi, PiS zajmuje się poszukiwaniem winnych. W porządku sprawiedliwości szukanie winnych jest uzasadnione, bo jeśli jest jakaś wina, należy ją ujawniać i karać. Pomijając już jednak proporcję win i zasług Balcerowicza, dla nieuprzedzonych oczywistą, nie dajmy się nabrać, że przez szukanie winnych uda się coś realnie naprawić. Wyjaśnianie decyzji sprzed 15 lat w żaden sposób nie poprawi naszej sytuacji w przyszłości, bo świat tak się zmienił, że wnioski, jakie można z tamtych doświadczeń wyciągnąć, nie mają już żadnego zastosowania.