Ostatnio wydaje pan nowe powieści mniej więcej co 2–3 lata. „Castorp” ukazał się w 2004 r. Czy możemy oczekiwać w tym roku nowego tytułu?
Tak, i mam nadzieję, że jeszcze w pierwszym półroczu. Pracuję nad powieścią „Ostatnia wieczerza”. Tytuł może jednak mylić, bowiem jest to historia na wskroś współczesna. Pretekstem stał się obraz prof. Macieja Świeszewskiego pod tym samym tytułem, o którym ostatnio tak głośno w mediach. A konkretnie jeden tylko autentyczny epizod: dzień, w którym na fotograficznej sesji zdjęciowej zebrało się dwunastu przedstawicieli trójmiejskich środowisk, mających służyć malarzowi jako modele apostołów. W powieści koncentruję się na życiu i losach czterech spośród nich.
A więc powieść z kluczem?
Tylko w pewnym sensie. Nie są to dosłownie skopiowane życiorysy. W każdym z moich bohaterów łączę cechy różnych postaci, mieszam je, raz dodaję piołunu, raz trotylu. To opowieść o pokoleniu dzisiejszych 40-, 50-latków i o tym, co się z nimi (a zatem i z nami wszystkimi) działo przez ostatnie 20 lat.
A jak losy poprzednich książek?
Nieźle. W ubiegłym roku ukazało się tłumaczenie „Mercedesa Benza” na angielski, wcześniej na hebrajski, rosyjski, węgierski, holenderski, serbski. W tym roku po rosyjsku i angielsku wydany zostanie „Castorp”, który w zeszłym sezonie zebrał w Niemczech wiele recenzji.
Chętnie sięga pan po inne formy: poezję czy dramat. Czy i na tych polach literatury szykuje się coś nowego?
Dla wspaniałej „świetlistej” sopranistki Agnieszki Tomaszewskiej piszę cykl siedmiu pieśni miłosnych.