Samorządy, obwołane dwanaście lat temu przez Tadeusza Mazowieckiego nadzieją polskiej demokracji, przeżywają wyraźny kryzys personalny i moralny. Podczas ponownych wyborów w warszawskiej gminie Centrum, półtora roku temu, ludzie zamieszani w rozmaite afery, jak choćby z przyznawaniem sobie komunalnych mieszkań poza kolejką, znowu kandydowali, czasami z pierwszych miejsc. Potworzyły się układy, które stały się całkowicie samowystarczalne. Liczba zaś skandali dotyczących radnych osiągnęła rozmiary kuriozalne. Samooczyszczenie jest praktycznie niemożliwe, gdyż podziały polityczne w radach nie przeszkadzają w obronie siebie nawzajem, kiedy odzywa się nieco zaniepokojona opinia publiczna.
Niestety, tego oglądu nie zmieniają prawdziwi społecznicy, zwani w slangu samorządowym oszołomami (patrz ramka „Opowieść radnego”). I niewiele tu mogą zmienić bezpośrednie wybory prezydentów i burmistrzów; układ pozostaje bez zmian.
Skuteczniejsi od posłów
Radni mają coraz większą władzę finansową, decydują o wielomilionowych transakcjach, przetargach, zleceniach. Postanowienia radnych są często wyrokiem lub zbawieniem dla wielu firm. Bywa, że działacze samorządowi mają większe możliwości od posłów, którzy działają na zbyt wysokim szczeblu decyzyjnym, aby być atrakcyjnymi dla kogokolwiek poza największymi tuzami biznesu. Wystarczy ogłosić przetarg na budowę ratusza, jak to zrobiła ostatnio warszawska gmina Ursynów, aby obudzić wielkie emocje. Kontrakt na ok. 40 mln zł zmobilizował lobbing w niesłychanych rozmiarach, z udziałem lokalnych gazet, autorytetów i samych radnych.
Kontrolerzy w natarciu
Kontrole NIK, przeprowadzone pod koniec 2001 r. w 89 jednostkach samorządowych, wykazały, iż doszło w nich do uszczuplenia majątku w kwocie 5,8 mln zł, inne nieprawidłowości sięgały 2 mln zł.