Archiwum Polityki

U Litwina taniej

Aptekarze nagle poczuli, co to znaczy rynek. Prawdziwa konkurencja zajrzała im w oczy i przejechała się po zarobkach. Pacjenci na tym korzystają, bo sporo leków mogą kupić taniej.

W Gdyni z daleka widać naklejki w biało-czerwonych barwach: „Apteka Polskiego Aptekarza”. Taki szyld ma dzisiaj około 140 trójmiejskich placówek. W ich wnętrzach wiszą plakaty z pokaźnym wykazem leków, które „polscy aptekarze” oferują ze zniżką. Czasem jest to złotówka, parę złotych, a czasem, jak w przypadku xalatanu, nawet dwadzieścia złotych. „Polscy aptekarze” – grupa drobnych prywatnych właścicieli – zorganizowali się, by móc stawić czoła silniejszemu konkurentowi, firmie EuroApteka, która wywodzi się z Litwy, a w Europie Wschodniej buduje całe sieci aptek. Na Litwie uruchomiła ich 140, na Łotwie – 25. W 2001 r. zaczęła tworzyć swą sieć w naszym kraju. Na razie ma tylko 36 placówek na łączną ich liczbę 10 400 w całej Polsce. Jednak na wieść, że gdzieś szykuje się otwarcie nowej EuroApteki, lokalne środowiska farmaceutów ogarnia niemal histeria.

Jeszcze do niedawna większość aptekarzy mających własne apteki walczyła przede wszystkim o taki kształt ustaw, które chroniłyby interes ich korporacji. Wymarzony model docelowy był następujący: własność aptek wyłącznie dla rodzimych magistrów farmacji, jedna apteka na 5 tys. mieszkańców, no i bezwzględnie sztywne ceny leków. Opinii publicznej farmaceuci tłumaczyli, że kierują się troską o dobro pacjenta. Apteki to placówki ochrony zdrowia, więc jeśli nawet mają ze sobą konkurować, to jedynie fachowością, wiedzą, jakością obsługi pacjentów. Z wypowiedzi czołowych przedstawicieli tego środowiska wciąż bije wiara, że tylko ten wariant jest godzien uwagi. Wystosowują w tej sprawie listy otwarte, petycje do władz centralnych i lokalnych.

W Zgierzu właściciele aptek apelują do prezydenta miasta, by zablokował powstawanie nowych placówek w miejscowych marketach.

Polityka 47.2004 (2479) z dnia 20.11.2004; Gospodarka; s. 44
Reklama