Archiwum Polityki

Muzyka fruwającej ryby

Legendarny Osjan wraca do gry! Po 12 latach przerwy Jacek Ostaszewski, Wojciech Waglewski, Radosław Nowakowski i Milo Kurtis nagrali wspólnie nową płytę „Księga liści”. To prosta, akustyczna muzyka, jakiej się dawno nie słyszało.

Jest wczesna jesień 1973 r. Galeria Boguckich na tyłach warszawskiego Teatru Wielkiego. Ubrani w białe stroje Jacek Ostaszewski i Marek Jackowski stoją przy wejściu witając się z każdym wchodzącym przez podanie ręki. Niedługo cała sala wypełni się szczelnie i zacznie się muzyka, której nie było jeszcze ani na płytach, ani tym bardziej w radiu. W antrakcie Jacek Ostaszewski będzie częstował publikę białym serem i winem.

Najpierw łagodne wprowadzenie w nastrój. Akustyczna gitara Jackowskiego podkłada się cicho i subtelnie pod przeciągłe frazy fletu Ostaszewskiego. Tomasz Hołuj jeszcze czeka, by włączyć się ze swoimi bębnami, gdy to wreszcie czyni, flet rozpocznie się rytmicznie niepokoić, a gitara stanie się głośniejsza, niemal rockowa. Potem muzyka pogrąży się w hałasie prawie free-jazzowym, by nagle z pozornego chaosu wykwitła piękna, melodyjna „Księga Deszczu, Rozdział VI”, kompozycja Jacka Ostaszewskiego, na długie lata najbardziej rozpoznawalny muzyczny motyw Osjana.

Wtedy w Warszawie wszyscy byliśmy hipisami, a przynajmniej chcieliśmy za takich uchodzić, na przekór szkole, milicji, rodzicom i subkulturowym gitowcom, którzy tępili nasz domniemany kosmopolityzm. W każdą rocznicę śmierci Jimiego Hendriksa chodziliśmy na msze za jego duszę do kościoła Świętej Anny, choć większość z nas nie czuła się praktykującymi katolikami. Mieliśmy w głębokiej pogardzie rodzimą twórczość bigbitowców, tych wszystkich Trubadurów zawodzących niby-ruskie czastuszki czy folklorystyczny zespół No To Co uświetniający jeszcze za Gomułki centralne dożynki na Stadionie Dziesięciolecia.

Słuchaliśmy za to listy przebojów Rozgłośni Harcerskiej, gdzie królowali Led Zeppelin, Ten Years After i Black Sabbath z balladą „I’m Going To Change It”. Z audycji Piotra Kaczkowskiego w radiowej Trójce, która była już stereofoniczna, przegrywaliśmy na nasze grundigi nowe piosenki Rolling Stonesów, ale na prywatkach numerem jeden był poetycki Leonard Cohen, czasem też Bob Dylan.

Polityka 47.2004 (2479) z dnia 20.11.2004; Kultura; s. 78
Reklama