Najlepsze leki nie pomogą, jeśli pacjent jest niedożywiony. Nie chodzi tym razem o szpitalne racje żywieniowe, ale o wieloletnie zaniedbania zdrowotne wynikające z biedy ludzi, którzy zachorowali i wymagają leczenia. Co najmniej 30 proc. pacjentów przyjmowanych do polskich szpitali jest niedożywionych – wynika z tegorocznego raportu Polskiego Towarzystwa Żywienia Pozajelitowego i Dojelitowego.
Zapas na dwa miesiące
Wielu lekarzy, nauczonych rozpoznawania chorób na podstawie ich konkretnych objawów, nie dostrzega niedożywienia u swoich pacjentów. Anatomia, biochemia, fizjologia, później przedmioty kliniczne – przez sześć lat studiów na naukę o niedożywieniu jako następstwie chorowania w programach kształcenia miejsca nie ma. A przecież wiele chorób grozi powikłaniami odbijającymi się na stanie odżywienia. Do niedawna chorzy z zespołem krótkiego jelita (po chirurgicznym, całkowitym lub bardzo rozległym, wycięciu jelita cienkiego), z popromiennym zapaleniem jelit (po napromienianiu raka) lub z zaburzeniami wchłaniania – choć wyleczeni ze swojej podstawowej choroby – musieli umrzeć z głodu.
Dziś tacy chorzy umierać nie muszą. W Polsce żyje 260 osób (w tym 60 dzieci), które z powodu braku jelita cienkiego lub zaburzeń trawienia i wchłaniania są odżywiane drogą dożylną w domu, czasem przez wiele lat. Ale wciąż wiele ofiar np. raka umiera ze świadomością, że zabija je nowotwór, choć faktycznie giną z powodu wyniszczenia organizmu. Albo chirurdzy poprzestają na rozpoznaniu martwicy jelit i pogodzeni z wyrokiem losu nie próbują chorego ratować. Są i takie przypadki, gdy po ciężkich, nieraz wielokrotnie powtarzanych z powodu powikłań zabiegach personel nie potrafi przeprowadzić pacjenta przez trudny okres pooperacyjny.