Od wejścia w życie ustawy o własności lokali w 1995 r. mieszkańcy wielu domów nawet nie zauważyli zmian. Właściciele wykupionych mieszkań - teraz już zorganizowani we wspólnoty - rzadko decydowali się przejąć w swoje ręce zarządzanie nieruchomością. Według szacunków Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej do końca ubiegłego roku z gminnej administracji zrezygnowało zaledwie 11 proc. wspólnot. – Komunalna administracja doprowadziła kamienicę do ruiny, teraz gmina chce nam podrzucić zaległe remonty jak zepsute jajko – mówią właściciele mieszkań na zebraniach wspólnot. Przedstawiciele gmin rzadko się obrażają – utrzymywanie status quo bardzo im odpowiada. I wiele robią, żeby wspólnoty pozostały przy komunalnych zarządcach, bo to jest dla nich źródło stałych dochodów.
Ostatnio bardzo rygorystycznie przestrzegają zasady, że wspólnota, w której indywidualni właściciele lokali są w mniejszości, może powierzyć administrowanie prywatnej spółce tylko stosując procedury przewidziane w ustawie o zamówieniach publicznych. Według Urzędu Zamówień Publicznych zobowiązuje do tego ubiegłoroczna nowelizacja tej ustawy (która weszła w życie 26 października). Interpretacja urzędu jest kontrowersyjna (nie ma np. pewności, czy pieniądze wspólnoty można uznać za środki publiczne) i wątpliwości rozstrzygnie prawdopodobnie Sąd Najwyższy. Nie można łamać prawa – pouczane są wspólnoty, które np. wybrały zarządców w drodze konkursów, a nie ustawowych przetargów.
Pouczeniom takim dodaje uroku fakt, że od końca 1996 r. gminne zakłady budżetowe w ogóle nie powinny zarządzać domami wspólnot – nie pozwala na to ustawa o gospodarce komunalnej (art. 7). Ale zarządzają. Przedstawiciel gminy nie powinien być także wybierany do zarządu wspólnoty, reprezentuje bowiem osobę prawną, a do zarządu mogą należeć wyłącznie osoby fizyczne.