Archiwum Polityki

Szczyt biedy

Świat walczy z biedą od lat i walkę tę przegrywa. Nigdy jeszcze we współczesnej historii nie było tak wielkich różnic między bogatymi a biednymi. Czy Szczyt Ziemi w Johannesburgu, największa w dziejach konferencja ONZ, może coś zmienić?

60 tys. osób na rozmaitych forach, przedstawiciele prawie wszystkich krajów świata, w tym stu prezydentów, także nasz, Aleksander Kwaśniewski, imponujące delegacje specjalistów, szlachetne cele, głównie poprawa doli biednych i poprawa środowiska. Troska o Ziemię, pięknie wyrażona w afrykańskiej sentencji: „Nie jesteśmy właścicielami świata. Myśmy go tylko wypożyczyli do użytkowania od naszych dzieci”. Jednego na takich gremiach nie brak: dobrych intencji. Czy ktoś zabierze się do brukowania?

Cele we mgle

Sam Johannesburg, metropolia afrykańska i miejsce tej konferencji, niezamierzenie ilustruje sedno problemu. Obszerne wille, godne fortun właścicieli kopalni złota i diamentów, dwa najnowocześniejsze lotniska, wielkie galerie handlowe, pierwszej klasy autostrady. I tuż obok slumsy, gdzie brak wody i elektryczności, a w nadmiarze jest tylko bezrobocie i przestępczość. To jedno miasto, tyle że wille odgrodzone kolczastymi, metalowymi barierami z ostrzeżeniem, że znajdują się „pod uzbrojoną ochroną”. Jak trafnie pisze wysłannik dziennika „Le Monde” Herve Kempf – samo miasto może być metaforą współczesnego świata. A my zapytajmy: jeśli nie można scalić tego podzielonego miasta w jedno, jak tu debatować o likwidacji nędzy w skali świata.

I drugie pytanie, bardzo podobne: dlaczego ma się udać dziś to, co nie udało się analogicznym debatom przed 10 laty? ONZ to wielka biurokratyczna machina, do jej zalet należy systematyczność i długofalowe plany. Otóż dokładnie 10 lat temu, w czerwcu 1992 r., w Rio de Janeiro odbył się pierwszy Szczyt Ziemi (z udziałem 172 państw). W zasadzie należałoby wziąć urlop z pracy, by zapoznać się choćby pobieżnie z 2,5 tys. rekomendacji, jakie ONZ od tamtej pory uchwaliła w sprawie walki z biedą i poprawy środowiska naturalnego.

Polityka 36.2002 (2366) z dnia 07.09.2002; Świat; s. 40
Reklama