Archiwum Polityki

Śpiewamy, ale nie stoimy

Marek Borowski, przewodniczący Socjaldemokracji Polskiej

Janina Paradowska: – O co pan dziś walczy: o prezydenturę Warszawy, wzmocnienie SDPL czy o jakieś zjednoczenie lewicy?

Marek Borowski: – O żywą, aktywną SDPL, sprzyjającą porozumieniu lewicy, a jak się uda – to i centrolewicy.

A z prezydenturą Warszawy co będzie?

Myślę, że kandydaci powinni się ujawnić do wakacji.

Powalczyłby pan?

Byłbym gotów, gdyby poparł mnie szerszy obóz polityczny, który mógłby istnieć także po wyborach. Wtedy byłyby szanse na dobry wynik.

Kto miałby się skonsolidować?

Ugrupowania od centrum w lewo. Nasza sytuacja przypomina Włochy, gdzie łamaniu prawa i zawłaszczaniu państwa przez Berlusconiego można było się przeciwstawić jedynie dużym blokiem.

W polskich warunkach musiałaby to być koalicja od Platformy Obywatelskiej po Zielonych. To nierealistyczne.

Dziś zupełnie nierealistyczne. Ale jutro? Niewątpliwie łatwiej byłoby o porozumienie z PO czy jej częścią, jeżeli w skład takiego bloku wejdzie na przykład Partia Demokratyczna, niż wówczas, gdy stworzą go same ugrupowania lewicowe.

Nie wierzy pan w słowa tych polityków, którzy mówią: w Polsce nie ma już miejsca na lewicę, socjalne aspiracje zaspokajają PiS z Samoobroną, a ponadto Polska jest krajem ludzi wierzących, do których nie przemawia obrona mniejszości seksualnych czy antyklerykalizm.

Nie wierzę. Polska ma bardzo silną tradycję ruchów lewicowych i ugruntowany w społeczeństwie podział właśnie według poglądów. Musiałaby więc nastąpić jakaś doszczętna kompromitacja lewicy, żeby nikt nie chciał się przyznawać do wartości lewicowych albo żeby same te wartości zostały skompromitowane.

Donald Tusk na niedawnym spotkaniu w Piwnicy pod Baranami powiedział: Lewicy zaszkodziły nie tyle afery czy sposób rządzenia, ale ci, którzy wybrali liberalizm, na przykład Leszek Miller, kiedy ogłosił się zwolennikiem podatku liniowego.

Polityka 19.2006 (2553) z dnia 13.05.2006; Rozmowa Polityki; s. 40
Reklama