Archiwum Polityki

Sukces propagandowy

Nie wiemy na sto procent, czy podręczniki zdrożeją o 25 proc.

Porozumienie podpisane w ubiegłym tygodniu przez Ministerstwo Edukacji i Nauki oraz wydawców książek edukacyjnych – dotyczące obniżki cen podręczników szkolnych – ma, jak na razie, wydźwięk głównie propagandowy. Co prawda mówi ono, że już od najbliższego roku szkolnego ceny zmniejszą się o 25 proc., nie oznacza to jednak, że każdy z rodziców zapłaci jedną czwartą mniej. Jeśli bowiem wczytać się w treść dokumentu, widać wyraźnie, że – po pierwsze – mowa w nim o średniej cenie książek, po wtóre – o roli rynku wtórnego, którego racjonalizacja (system zamówień składanych przez szkoły na określone tytuły) ma obniżyć koszta edukacji. Po trzecie – dopiero mówi się o zmniejszeniu cen podręczników nowych.

A właśnie kwestia podstawowych kosztów kształcenia należy do najbardziej zaniedbanych obszarów w polskiej edukacji, która – pochłonięta zmianą programów, wprowadzaniem gimnazjalnego ogniwa do systemu szkolnego, wreszcie nową maturą – zepchnęła drażliwy temat podręczników i ich cen na margines. Efekt jest dziś taki, że w gimnazjach i liceach jeden uczeń na czterech ma nową książkę, wielu nie ma jej wcale, bo koszt kompletu, rzędu 350–400 zł, przekracza możliwości wielu budżetów domowych.

Tyle tylko, że wymuszona na wydawcach obniżka (wymuszona – bo wiceminister MEiN Jarosław Zieliński groził już np. odgórnym wprowadzeniem cennika na książki) to wierzchołek – choć efektowny – tej góry problemów. Prawdziwa racjonalizacja rynku podręczników nastąpi, gdy uda się wprowadzić rozsądny system dystrybucji, z 2–3 podmiotami tu dominującymi i obniżeniem kosztów spływających na pośredników (hurtowników i księgarzy).

Polityka 12.2006 (2547) z dnia 25.03.2006; Komentarze; s. 18
Reklama