Książkę zatytułowaną „Baltazar. Autobiografia” poprzedza nota autora. Już w pierwszym zdaniu czytamy wyznanie: „Nazywam się Sławomir Mrożek, ale na skutek okoliczności, które zaszły w moim życiu cztery lata temu, moje nowe nazwisko będzie znacznie krótsze: Baltazar”. Skąd się wziął ów biblijny Baltazar? Mrożek miał dziwny sen, który doskonale zapamiętał, i tak go zapisał: „Śniło mi się, że moje imię i nazwisko były wypisane na urzędowym druku po polsku. Litery, które pamiętam bardzo wyraźnie, były wydrukowane na drukarce komputerowej. Jednocześnie pojawił się głos, jakby znikąd. Głos powiedział, że wkrótce czeka mnie daleka podróż za granicę. Dokument, który został załączony, wezmę ze sobą. Po przybyciu na miejsce przedstawię go tamtejszym władzom. Potem władze spełnią to, czego od nich zażądam, ale pod warunkiem, że nigdy już nie użyję mojego prawdziwego imienia i nazwiska. Moje nowe nazwisko będzie brzmiało: Baltazar”. Mrożek, który przyznaje, że nigdy nie był przesadnym entuzjastą swego nazwiska, nowe przyjął bez sprzeciwu.
Przypomnijmy, Baltazar to ostatni król Babilonii, który podczas uczty ujrzał na ścianie wypisaną niewidoczną ręką wyrocznię: mane, thekel, fares (policzono, zważono, rozdzielono). Ale Mrożek nawet nie próbuje szukać w tym śnie ukrytych sensów i znaków. Robi to za niego autor wstępu Antoni Libera, pisząc: „Baltazar vel Mrożek dokonuje w tej książce bilansu swego życia (liczy) i ocenia samego siebie (waży). Ponieważ zaś nie posiada żadnego królestwa i nie ma czego dzielić, dzieli się tym, co ma, czyli swoją mądrością. A mądrość ta powiada: to, co nas scala, to pamięć i mowa. Oto jedyne królestwo człowieka”.
To królestwo Mrożek pewnego dnia utracił. W maju 2002 r. przeżył udar mózgu, którego wynikiem była afazja.