Pakistan: Atomowa beczka prochu
Pakistan został naturalnym sprzymierzeńcem USA dzięki zimnej wojnie, gdy jego główny wróg Indie flirtowały z ZSRR i dystansowały się od Zachodu. Już wtedy stosunki z Ameryką przypominały na przemian kłócące się i godzące małżeństwo. Kiedy przywódca puczu wojskowego generał Ziaul Haq pod koniec lat 70. powiesił swego poprzednika Zulfikara Ali Bhutto, prezydent Jimmy Carter wstrzymał mu pomoc wojskową i gospodarczą. Wkrótce wszakże czerwonoarmiści wkroczyli do Afganistanu, Pakistan stał się państwem frontowym i Waszyngton uczynił z niego bazę wypadową dla mudżahedinów walczących z Sowietami. W zamian za pomoc Islamabad otrzymał od prezydenta Ronalda Reagana 3,2 mld dolarów.
Islamabad liczył na utworzenie w Afganistanie zaprzyjaźnionego rządu, który stanowiłby zaplecze w razie konfrontacji z Indiami, ale po wycofaniu się Rosjan i rozpadzie ZSRR agenci CIA współpracujący z pakistańskim wywiadem ISI też spakowali manatki. W Afganistanie wybuchła wojna domowa, a Amerykanie przenieśli swe zainteresowanie na wschodnią granicę Pakistanu, gdzie nabrzmiewał konflikt o Kaszmir. W 1990 r. Kongres USA ukarał Pakistan za zbrojenia nuklearne zablokowaniem pomocy wojskowej. Osiem lat później Indie i Pakistan przeprowadziły pierwsze próby atomowe. Rząd Billa Clintona odpowiedział sankcjami wymierzonymi w oba kraje, ale bardziej dotkliwymi dla biedniejszego Pakistanu.
Wkrótce potem generał Muszaraf obalił premiera Nawaza Szarifa i stosunki z ekipą Clintona jeszcze się pogorszyły. Kiedy prezydent wybrał się na subkontynent indyjski, w New Delhi zabawił cztery dni, a w Islamabadzie – tylko kilka godzin. Pakistan, gdzie zaczęły się mnożyć ataki terrorystyczne na Amerykanów, w oczach Waszyngtonu zszedł niemal do rangi pariasa.