Archiwum Polityki

Pierwszy na liście

Janowi Kulczykowi, Aleksandrowi Gudzowatemu i Ryszardowi Krauze nie pomoże, że zatrudniają polityków. Interesy, jakie robili z państwem najwięksi biznesmeni, zostaną dokładnie prześwietlone – oświadczył publicznie Mariusz Kamiński, przyszły szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Tymczasem Ryszard Krauze – jedyny z Wielkiej Trójki, który wciąż rośnie – zawierał intratne kontrakty z NIK, gdy jej prezesem był obecny prezydent.

Pierwszym wygranym przez Krauzego zamówieniem publicznym, była obsługa oprogramowania dla Krajowego Biura Wyborczego na pierwsze w pełni demokratyczne wybory do parlamentu w 1991 r. W 1994 r. Prokom zawiera umowę z NIK na informatyzację Izby. Podpisuje ją Lech Kaczyński, ówczesny prezes. Obejmowała ona najpierw komputeryzację programów księgowych, płacowych itp. Potem zaś wprowadzenie programu Pilot, zawierającego ewidencję prowadzonych kontroli. Prokom pracował w Izbie jeszcze w 2000 r. Wykonawca podpisał klauzulę o zachowaniu tajemnicy, choć podobno do bazy danych NIK nie miał dostępu.

Koło tego przetargu „chodził” – jak sam to nazywa – Krzysztof Pusz, wcześniej minister w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. Pracował w niej razem z braćmi Kaczyńskimi. Podobnie jak oni, Pusz skonfliktował się z Mieczysławem Wachowskim, co stało się powodem jego odejścia. Śmieszy go, gdy teraz słyszy, że politycy nie powinni iść do biznesu. – No to gdzie mają pracować? – pyta Pusz, obecnie szef pomorskich demokratów.pl. – O mnie zabiegało wielu ludzi z biznesu. Poszedł do branży komputerowej. W InterAms, mającej wtedy zatargi z Prokom Software, próbował je załagodzić. Tak poznał Ryszarda Krauze. Oferta pracy u niego pozwalała mu wrócić do Gdańska. Został w Prokomie dyrektorem marketingu.

Moją zasługą był kontrakt na komputeryzację Warty – przyznaje Pusz. – Chodziłem też koło przetargu ogłoszonego przez NIK, ale u Kaczyńskiego nie byłem. Wiedziałem, że zostałbym pogoniony. Moim zadaniem było otwieranie drzwi. Bo firmy, ogłaszając przetarg, często już mają upatrzonego wykonawcę i z innymi nie chcą rozmawiać. Zmieniają zdanie, gdy przyjdzie znany polityk.

Kiedy już otwieracz zrobi swoje, do akcji wchodzi Krauze.

Polityka 6.2006 (2541) z dnia 11.02.2006; kraj; s. 34
Reklama