Istnieje zasadniczy powód, aby wszyscy ludzie starali się pogodzić globalny rozwój społeczno-gospodarczy z ochroną środowiska naturalnego: z Ziemi – póki co – nie da się nigdzie wyemigrować. Tymczasem eksplozja demograficzna oraz postępujące uprzemysłowienie pożerają surowce naturalne i degradują coraz bardziej przyrodę. Według alarmujących – a zdaniem wielu realistycznych – prognoz potomkom zostawimy przeludnioną planetę z za gorącym klimatem, z wytrzebioną florą i fauną. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych jedynym wyjściem jest zrównoważony rozwój i trudno znaleźć zdrowo myślącego człowieka, który by się z tym nie zgodził. Dlaczego zatem nie udaje się tego osiągnąć? Jak w przypadku wielu szlachetnych celów kością niezgody jest sposób ich osiągnięcia i cena.
Kiedy dyskusje nad zrównoważonym rozwojem schodzą na ten poziom uszczegółowienia, ludzkość dzieli się na wiele odmiennych światów. Polityczna lewica proponuje zwiększenie regulacji rządowych, aby ukrócić konsumeryzm i kontrolować przemysł, prawica zaś chce zawierzyć mechanizmom wolnego rynku. Kraje rozwijające się jako główną przyczynę problemów wskazują na ogromną przepaść między bogatymi i biednymi, natomiast kraje rozwinięte gospodarczo wytykają tym pierwszym nadmierny i niekontrolowany przyrost ludności.
Dodatkową ważną przeszkodą jest to, że wiele problemów związanych z ochroną środowiska naturalnego oraz zrównoważonym rozwojem wykracza poza granice poszczególnych krajów i ma charakter regionalny lub światowy (np. zanieczyszczenie atmosfery lub wyczerpywanie się łowisk ryb). Jednocześnie podstawą globalnej struktury społeczno-gospodarczej są wciąż indywidualne kraje i ich rządy. Ponadpaństwowe organizacje regionalne i globalne spełniają głównie rolę forum dyskusyjnego i konsultacyjnego, toteż gdy dochodzi do realizacji międzynarodowych porozumień, muszą one polegać na dobrej woli swoich członków.