Archiwum Polityki

Powrót na bocznicę

Na kolei coś chyba drgnęło: reklamy i akcje promocyjne zachęcają do korzystania z pociągów, wagony trochę czystsze, a obsługa grzeczniejsza. Dla pasażerów to maleńki kroczek, dla kolejarzy prawdziwa rewolucja. Tymczasem czołowy rewolucjonista, prezes PKP Intercity Jacek Prześluga, ogłasza publicznie, że ma już wszystkiego dość i odchodzi.

Prześluga na kolei nie miał łatwego życia. Kolejarze z nim zresztą też mieli niełatwo. Zamiast dyskretnie przemilczeć przykry fakt, że ani z urodzenia, ani z wykształcenia nie jest kolejarzem, a w PKP nie przepracował wielu lat – robił z tego cnotę. Co więcej, potrafił publicznie wypowiadać pogląd, że kolej to po prostu usługa taka sama jak każda inna. Trzeba ją dostosować do potrzeb klienta i umiejętnie sprzedać. Tak o kolei mówić nie wolno.

Dość nonszalancko odnosił się też do problemów technicznych. Potrafił żartować, że jeśli chodzi o wózki, to on wie tylko tyle, że jeden jest bardziej, a drugi mniej. Wózek – co wie każdy kolejarz – to podstawowy element konstrukcyjny wagonu. Tak żartować się nie powinno. Zresztą zdarzały mu się i inne wyskoki. Na przykład mówił, że kolej jest dla pasażerów, a nie dla kolejarzy. Choć tak mówić można, to jednak brzmi to trochę niepoważnie. I tak wszyscy przecież wiedzą, że jest inaczej.

Cały dramat polega na tym, że Prześluga to dziennikarz. Ma nieustanną potrzebę mówienia, pisania, komentowania, polemizowania, prezentowania wizji i koncepcji. Wprawdzie w przeszłości poza pracą w mediach imał się różnych zajęć, w tym także biznesowych, ale jednak nigdy nie przestał być dziennikarzem. Także zasiadając w fotelu prezesa PKP Intercity.

Swoje potrzeby zaspokajał w dość osobliwy sposób: stworzył firmowe internetowe forum dyskusyjne. Kazał założyć konta i umożliwić dostęp do sieci wszystkim pracownikom. Zapowiedział, że każdy może się do niego bezpośrednio zwracać w sprawach, które uzna za ważne. Że przyjmuje wszystkie pytania, wątpliwości, pomysły, propozycje. To spotkało się ze zrozumiałą nieufnością załogi, która podejrzewała, że takie zwierzenia mogą się dla niej smutno skończyć. Nieliczni (ok.

Polityka 26.2006 (2560) z dnia 01.07.2006; Gospodarka; s. 38
Reklama