Tamten zbiór opowiadań był odbierany jako próba ponownej autoprezentacji: twórca „Cudownej meliny”, „Trzeciego kłamstwa” i innych literackich donosów na rzeczywistość Polski Ludowej chciał pokazać, że potrafi pisać inaczej. Poza kontekstem politycznym, bez doraźności czy tendencyjności. Zdjął więc Orłoś maskę agitatora i zaprezentował się – z dużym powodzeniem zresztą – jako prozaik z ludzką twarzą. Nie na długo, jak się okazuje. O radykalnej zmianie nastroju świadczą bowiem opowiadania zebrane w „Drewnianych mostach”.
Na szczęście nie wszystkie opowiadania z najnowszej książki Orłosia przedstawiają moralną (i cywilizacyjną!) degradację polskiego społeczeństwa. Część z nich to nastrojowe obrazki opiewające piękno mazurskiej przyrody. Przed czarną rozpaczą chroni czytelnika „Drewnianych mostów” właśnie to, iż Orłoś z czułością pisze o ptakach, jeżach, leśnych jeziorkach i pogodzie. Niewielka to jednak porcja maści na palącą ranę.
Odrażający, brudni, źli – chciałoby się powiedzieć o bohaterach większości opowiadań składających się na „Drewniane mosty”. Żeby dawka uderzeniowa była większa, pisarz osadza koszmarne zdarzenia w dwu przestrzeniach: dzisiejszej zapomnianej przez Boga i historię wsi oraz w scenerii wielkomiejskiej (Warszawa). Tę pierwszą zaludniają ofiary przemian ustrojowych, sieroty po upadłych PGR, niezawodnie pijani, brutalni i zezwierzęceni, klepiący niewyobrażalną biedę, bez nadziei na cokolwiek. W mieście natomiast królują dresiarze i bandycka młodzież, a w zasadzie „dzikie” dzieci zajęte rozbojami i prostytucją. Czegóż tu nie ma! Krwawa jatka z byle powodu („Bitwa pod Kolnem”), dzieciobójstwo z bezmyślności („Cyganek”), maltretowanie matki („Pierwszy śnieg”) i żony („Bez ciebie nie mogę żyć”), to ostatnie zresztą z trupem w finale.