Archiwum Polityki

Bolszewika goń, goń, goń

Polacy wykorzystują uroczyste daty nie po to, aby w zgodzie wspólnie świętować, ale po to, żeby się kłócić i obrażać.

Sierpień to dla Polaków świąteczna pora. Zaczyna się przypomnieniem przegranego Powstania Warszawskiego, kończy się rocznicą zwycięskich strajków robotniczych 1980 r. Dokładnie w połowie jest święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zwane tradycyjnie świętem Matki Boskiej Zielnej, jednocześnie Dzień Wojska Polskiego, a zarazem ludowe święto Czynu Chłopskiego. Dla polityków jest to dobra okazja, żeby się posprzeczać o przeszłość, dla większości społeczeństwa są to po prostu dodatkowe dni wolne od pracy i nic więcej.

W dniach świąt narodowych Polska przypomina człowieka, który ma właśnie udać się na podniosłą uroczystość, ale nie wie, jak się ubrać. Może także dlatego, iż niektóre nasze święta mają dwojaki charakter, świecki i religijny jednocześnie. Z reguły łączą się z kultem Maryjnym, wprost (3 maja, 15 sierpnia) lub pośrednio (1 maja, święto Józefa Robotnika). Wkrótce, 15 sierpnia, według urzędowej kwalifikacji wcale nie najważniejsza data w kalendarzu, a przecież to święto wręcz arcypolskie, w którym skupiają się doświadczenia historyczne, element religijny, a pewnie także jeszcze echa prasłowiańskich obrzędów na cześć boga urodzajów. Obecnie najważniejszy jest aspekt militarny i zapewne również w tym roku mówcy wyrecytują, iż dzięki bitwie pod Radzyminem („osiemnasta najważniejsza bitwa w dziejach świata”) powstrzymaliśmy marsz bolszewików ku Zachodowi. Kandydat do Unii ma zaszczyt przypomnieć o tym fakcie Europie.

Dwoistość naszych świąt wynika jednak przede wszystkim z obciążeń historycznych i ustrojowych. Bo w polskiej tradycji święta narodowe stawały się świętami ruchomymi. Najpierw były uchwalane, potem wskutek historycznych zawirowań odwoływane, a potem znowu przywracane. Ostatnia znacząca weryfikacja świąt odbyła się po 1989 r.

Polityka 33.2002 (2363) z dnia 17.08.2002; Kultura; s. 54
Reklama