Archiwum Polityki

Koalicja zakładników

Na umowie koalicyjnej zyskuje na razie tylko Andrzej Lepper

Święta miały być wesołe, gdyż Jarosław Kaczyński zaofiarował nam w prezencie stabilny rząd poparty przez większościową koalicję. Tak przynajmniej powiedział. Tymczasem dostaliśmy zapowiedź koalicji ciągle mniejszościowej, bo tylko z Samoobroną, zapowiedź rekonstrukcji rządu i dalszych rozmów. Nie wiemy, jak ma wyglądać umowa koalicyjna i kto jeszcze do tego związku ostatecznie wejdzie. Na razie więc cel osiągnął tylko Andrzej Lepper, uznany już nie tylko przez szefa PiS, ale także przez premiera Marcinkiewicza godnym teki ministra i wicepremiera. Nawet jeżeli ich w końcu nie dostanie, bo cała konstrukcja się rozsypie, (czego wykluczyć nie można), certyfikat moralności będzie już miał. Dzięki dość pokrętnym sformułowaniom umowy z PiS okazało się, że szef Samoobrony nie jest karany, a najwyżej bywał prześladowany za poglądy i czyny polityczne. Czyni go to zdolnym do podjęcia dzieła moralnej odnowy państwa. Na takim certyfikacie Lepperowi szczególnie zależało. Dla niego poświęcił tak zwany program swej partii, co zresztą należy zaliczyć do zdarzeń szczęśliwych.

Co dalej? Rozbijanie Ligi Polskich Rodzin, mimo zespolonych wysiłków działaczy PiS i ojca dyrektora, idzie opornie. Polskie Stronnictwo Ludowe najgorętsze dni postanowiło przeczekać. Jeżeli większość ma powstać, Jarosław Kaczyński musi pójść na spore ustępstwa wobec ludowców. Wprawdzie obie mniejsze partie być może bardziej niż koalicji z PiS boją się wyborów, które mogą zakończyć ich polityczny byt, ale nie wydaje się, by w szybkie wybory wierzyły. Zdążanie do nich przy pomocy dymisji rządu i konstytucyjnej procedury kolejnych kroków jest politycznie niszczące dla tych, którzy procedurę tę uruchamiają. Wystarczy przypomnieć sobie dobrze zapowiadający się gabinet Marka Belki i to, co z jego autorytetu i popularności zostało po przejściu takiej właśnie drogi przez mękę.

Polityka 16.2006 (2551) z dnia 22.04.2006; Komentarze; s. 20
Reklama