Archiwum Polityki

Pop politruk

Siły zbrojne Rosji to jedna z niewielu armii świata, która od lat bez przerwy prowadzi wojnę. Jest to także jedna z niewielu współczesnych armii świata, która do niedawna nie miała kapelanów. Ale to ma się wkrótce zmienić, bo dowódcy chcą zatrudnić popów, mułłów, rabinów, lamów, a nawet hinduskich sadhu.

Celem misji nie będzie jednak udzielanie wsparcia duchowego żołnierzom na froncie, gdzie wypada mieć rozwiązane problemy z Panem Bogiem. Święci mężowie będą pełnić misję na froncie wewnętrznym, na którym trwa bezskuteczna walka z diedowszczyną, czyli rosyjską odmianą fali.

W tradycji sztuki wojennej Rosji popów w armii nie było, chociaż wojska carskie były formacją wierzącą. Kiedy nastali bolszewicy, pospolite ruszenie rewolucyjne nazwali Armią Czerwoną, proletariacką, marksistowsko-leninowską i ateistyczną. Potrzebna jej była inna wiara: w ostateczne zwycięstwo klasy robotniczej na całym świecie. Rząd dusz sprawowali więc najpierw komisarze (w Armii Czerwonej), a potem zastępcy dowódców do spraw politycznych (w Armii Radzieckiej).

Termin politruk to rosyjski skrót od politiczeskij rukowoditiel, czyli dowódca polityczny. Takim politrukiem w Armii Konnej Siemiona Budionnego był nie kto inny jak Józef Stalin. Do niczego innego w wojsku się nie nadawał. Przy Budionnym Stalin chciał zabłysnąć jako strateg wojny bolszewicko-polskiej. Nie wyszło. Legendarna armia Budionnego została rozbita i salwowała się ucieczką. Traumatyczne dla Stalina doświadczenie zakodowało mu nienawiść do oficerów polskich. Dopiero w Katyniu, metodami mściwego Azjaty, wyrównał z nimi rachunki.

To on, politruk Armii Konnej, zresztą wcześniej uczeń seminarium duchownego w Tbilisi, likwidował wraz z Leninem na skalę masową cerkwie i popów-pasibrzuchów.

Dopiero kiedy w oczy zajrzała mu śmierć, kiedy wojska niemieckie parły na wschód, Stalin postanowił przeprosić się z cerkwią i zabiegać o jej pomoc w walce Świętej Rusi z nawałnicą hitlerowską. Cerkiew odpowiedziała chętnie i szybko.

Polityka 16.2006 (2551) z dnia 22.04.2006; Świat; s. 54
Reklama