Archiwum Polityki

Zakazane strony

Rynek internetowych bukmacherów rozwija się znakomicie. Setki tysięcy graczy obstawiają rzeczywiste mecze w wirtualnych punktach bukmacherskich. Jest jeden problem: Polacy nie mają prawa zawierać takich zakładów.

Rok 2005, Hiszpania: młody Bask obstawia u internetowego bukmachera dziesięć meczów trzeciej kolejki Primera Division. Wyniki, które typuje, są tak nieprawdopodobne, że po ich przemnożeniu za postawione 1 euro może wygrać 173 tys. Trafia.

Od kilku lat również w Polsce możemy próbować szczęścia w podobnych zakładach. Zagraniczne firmy bukmacherskie prowadzą w sieci polskojęzyczne strony, mają rachunki w polskich bankach – wszystko po to, aby ułatwić naszym (a także czeskim, węgierskim czy norweskim) graczom zawieranie zakładów. Typowanie za pośrednictwem Internetu nabrało u nas tempa w 2001 r., gdy pierwsze zachodnie firmy przetłumaczyły swoje serwisy na polski. Dziś w krajowych zakładach sportowych bierze udział 300–700 tys. graczy, ok. 100 tys. korzysta z serwisów online.

Kibic może obstawić w sieci dowolną dyscyplinę (wybór jest naprawdę ogromny), a także wydarzenia pozasportowe, choćby festiwal piosenki Eurowizji, wybory prezydenckie, Oscary, „Big Brothera”. 99 proc. zakładów dotyczy jednak sportu.

W Polsce, jak w całej Europie, najpopularniejsza jest piłka nożna.

Kolejne miejsca w rankingu popularności zajmują: tenis, hokej i koszykówka. Gra u internetowego bukmachera jest prosta – uczestnik rejestruje się na stronie www i otwiera konto, na którym będą zapisywane jego transakcje. Konto aktywowane jest po zdeponowaniu pieniędzy na rachunku bankowym bukmachera (można tego dokonać kartą płatniczą albo przelewem). Teraz wystarczy wybrać dyscyplinę, powiedzmy konkretny ligowy mecz, stawkę, i zagrać. Typować można nie tylko drużynę, która wygra mecz, ale i wynik pierwszej lub drugiej połowy spotkania, strzelca pierwszej bramki, końcowy rezultat, liczbę: bramek, żółtych i czerwonych kartek, rzutów rożnych, strzałów w wykonaniu konkretnego zawodnika.

Polityka 16.2006 (2551) z dnia 22.04.2006; Społeczeństwo; s. 96
Reklama