Jak wielu wyborców, głosowałem w zeszłorocznych wyborach na dwie partie prawicowe o korzeniach postsolidarnościowych. Zdawało się wówczas oczywiste, że gdy minie już wyborcza gorączka, usiądą one razem do stołu, dogadają się i zaczną wspólnie rządzić. Nie mieściło się w głowie, żeby Jarosław Kaczyński zaprosił do tego stołu Leppera, który ma tyle wspólnego z prawicą, co Rydzyk z liberałami. Teraz już wszystko jest jasne. Gra przy stoliku toczy się wreszcie w otwarte karty.
Rozumiem pojęcie arytmetyki parlamentarnej, konieczność stworzenia koalicji większościowej dla skutecznych rządów, wiem, że sytuacja jest obecnie patowa.
Polityka
16.2006
(2551) z dnia 22.04.2006;
Listy;
s. 111