Jak wielu wyborców, głosowałem w zeszłorocznych wyborach na dwie partie prawicowe o korzeniach postsolidarnościowych. Zdawało się wówczas oczywiste, że gdy minie już wyborcza gorączka, usiądą one razem do stołu, dogadają się i zaczną wspólnie rządzić. Nie mieściło się w głowie, żeby Jarosław Kaczyński zaprosił do tego stołu Leppera, który ma tyle wspólnego z prawicą, co Rydzyk z liberałami. Teraz już wszystko jest jasne. Gra przy stoliku toczy się wreszcie w otwarte karty.
Rozumiem pojęcie arytmetyki parlamentarnej, konieczność stworzenia koalicji większościowej dla skutecznych rządów, wiem, że sytuacja jest obecnie patowa. Ale prezes PiS może być pewien, że duża część jego i brata elektoratu nie zaakceptuje romansu z partią Leppera i odwróci się od PiS. Kaczyński zapewne dokonał kalkulacji i wyszło, że więcej zdobędzie zyskując na wsi, a tracąc w miastach. Konsekwentnie buduje blok narodowo-ludowy. Stoi to w oczywistej sprzeczności z planem zbudowania silnej formacji prawicowej. Wszyscy, którzy głosowali na PiS, myśląc, że głosują na prawicę, mogą dzisiaj czuć się oszukani.
Obecna sytuacja polityczna w Polsce jest zła. Jest jednak, moim zdaniem, pewna szansa na jej poprawę, nawet kiedy dojdzie już do koalicji Samopis: zgodna współpraca wszystkich ugrupowań parlamentarnych dla dobra Polski. Brzmi to jak banał, ale przy tak radykalnym zacieraniu dawnych barier politycznych, a nawet kulturowych, w Sejmie, jest to realne.
Adam Degler,
27 lat, Wrocław