Dramat przekuł w komedię czy może raczej burleskę, narodowowyzwoleńcze hasła – w kalambury, a milicjantów z potworów zamienił w błaznów. Tak narodziła się słynna Pomarańczowa Alternatywa, która przez kolejne, bynajmniej niewesołe lata starała się rozśmieszyć rodaków coraz to nowymi happeningami. Było więc rozdawanie przechodniom deficytowego papieru toaletowego i podpasek (za tę ostatnią akcję skazano go na dwa miesiące więzienia), były (na rocznicę Ludowego Wojska Polskiego) manewry wojskowe pod kryptonimem „Melon w majonezie”, była słynna „Rewolucja krasnali”. Z czasem pomarańczowi trafili także do innych miast. Na przykład przed Bożym Narodzeniem 1987 r. demonstrowali w Warszawie pod hasłami „Święci Mikołaje przewodnią siłą narodu”. Po Okrągłym Stole Major Fydrych ubiegał się o fotel senatora, ale przegrał z kretesem. Wielbiący go wcześniej wrocławianie uznali, że jajcarskie czasy się skończyły, a kapitalizm należy budować bardzo poważnie.
Po tej porażce twórca Pomarańczowej Alternatywy na wiele lat wyjechał do Francji. Pracował jako malarz pokojowy, a w wolnych chwilach spisywał wspomnienia. Ukazały się one dopiero teraz, półtorej dekady po ulicznych wyczynach krasnali i Świętych Mikołajów. „Żywoty Mężów Pomarańczowych” to książka nierówna. Jest tu nieco dłużyzn, szczególnie w początkowych rozdziałach opowiadających o latach poprzedzających Pomarańczową Alternatywę. Ale – na szczęście – dużo więcej jest fragmentów, które czyta się jak najlepszy kryminał. Szczególnie zabawne są opisy zmagań „pomarańczowych” z milicją; odtworzone zapisy niektórych przesłuchań na komendzie i podsłuchane rozmowy patroli z centralą dowodzenia brzmią jak z nienakręconego „Rejsu II”.
Fydrych pisze, tak jak działał: bez nienawiści, złości, zawziętości, z obiektywnym dystansem, a niekiedy nawet z życzliwością wobec dawnych wrogów.