Przez dziesięciolecia za szczyt perwersji, na jaki może sobie pozwolić kino artystyczne, uchodziło „Ostatnie tango w Paryżu” Bernarda Bertolucciego, film z początku lat 70. – obecnie z okazji premiery „Intymności” znowu przypominany – rzeczywiście odważny jak na tamte czasy. Peerelowska cenzura, której zadania były bardziej rozległe, niż się powszechnie sądzi, troszczyła się także bardzo poważnie o naszą moralność, dlatego nie dopuściła do dystrybucji głośnego dzieła. Gdy po latach „Tango” pokazano w telewizji – zdaje się, że tuż po północy – wytrwali widzowie nie kryli rozczarowania. Właściwie poza słynną kostką masła, używaną w celach erotycznych, nie było tu poważniejszych ekscesów. Wprawdzie przez lata powtarzano, że na planie Marlon Brando naprawdę współżył z Marią Schneider, lecz sam aktor w swej biografii zdementował pogłoski wyznając, iż w atelier było chłodno i w tych warunkach wolał nie eksponować swej męskości skurczonej do rozmiarów fistaszka.
Wiadomość o tym, że aktorzy występujący w „Intymności” współżyli naprawdę, znajduje się w oficjalnych materiałach prasowych, reżyser zaś chętnie opowiada o pewnej kolacji, na którą zaprosił oboje wykonawców wraz ze współmałżonkami, by w tym szerszym gronie omówić podstawowe założenia artystyczne. Do głównych ról zaangażowani zostali nie debiutanci, ale wykonawcy renomowani: Mark Rylance jest aktorem szekspirowskim cenionym w Anglii, natomiast Kerry Fox występowała już w głośnych filmach, np. „Anioł przy moim stole” Jane Campion. Na planie oboje ofiarnie współpracowali z reżyserem, wykonując każde jego polecenie. Nie wdając się w szczegółowe opowiadanie momentów, mamy tu sceny bardzo realistyczne, niepojawiające się dotychczas w ambitnym kinie erotycznym (włącznie z „Kochankiem”, „Dziewięć i pół tygodnia” etc.