Archiwum Polityki

Szpital NRD

Christę Wolf traktuje się dziś w Niemczech jako klasyka rodzimej literatury niemal na równi z należącymi do tego samego pokolenia Günterem Grassem i Martinem Walserem. Nie znaczy to, że jej postać nie budzi już kontrowersji. Mimo dalekiego od bałwochwalstwa stosunku do komunizmu była zwolenniczką utrzymania niezależności NRD, sprzeciwiając się tym samym zjednoczeniu Niemiec. Ataki na nią przybrały na sile w 1993 r., gdy wyszło na jaw, że na przełomie lat 50. i 60. współpracowała ze Stasi (bezpieka szybko z niej zrezygnowała, uznając za mało użyteczną, i wkrótce uczyniła ją obiektem obserwacji). Wolf nie chowała głowy w piasek ani jako człowiek, ani jako pisarka. Opublikowała akta dotyczące własnej sprawy, w książkach zaś – jako jedna z nielicznych – powróciła do minionych czasów NRD. Również powieść „Aż do trzewi” ma po części charakter rozliczeniowy. Jej bohaterka – jak zwykle u Wolf – łudząco przypominająca autorkę, leży ciężko chora w prowincjonalnym enerdowskim szpitalu, na chwilę przed ostatecznym krachem systemu. Sportretowany przez Wolf schyłek lat 80. wydaje się dziś epoką odległą o lata świetlne. Szpital, w którym rozgrywa się akcja, jest metaforą odchodzącego ustroju: niezbędne do ratowania życia leki sprowadza się w nim po cichu z Zachodu. Jednak powrót do tych schyłkowych czasów stanowi, przede wszystkim, okazję do przeprowadzenia rachunku sumienia, który jest zarazem rachunkiem sumienia całej generacji. Jego spokój, rzeczowy ton sprawiają, że nie mają w tej książce czego szukać ani lustratorzy, ani przepełnieni nostalgią za minionym. Bohaterka dochodzi do wniosku, że trzeba „porzucić albo siebie, albo sprawę”, pokazując na przykładzie kilku swoich przyjaciół, że w tej historii sprzeniewierzenia się samemu sobie nie ma nic diabolicznego, stanowi raczej serię drobnych, niezauważalnych ustępstw.

Polityka 13.2006 (2548) z dnia 01.04.2006; Kultura; s. 60
Reklama