Archiwum Polityki

Nie ma miejsca dla Izraela

Rozmowa z Mohammadem Raadem deputowanym do Parlamentu Libańskiego z ramienia Hezbollahu (Partii Boga)

Hezbollah jako partia ma swoje przedstawicielstwo w parlamencie. Jednocześnie ekipa prezydenta George’a W. Busha określa Hezbollah jako organizację terrorystyczną. Jak pan jako parlamentarzysta odnosi się do takich zarzutów?

Amerykanie doskonale znają sytuację w regionie. Ich celem politycznym jest zmuszanie Hezbollahu do porzucenia walki z okupacją izraelską. By Amerykanie mogli osiągnąć taki cel, musieliby wpierw zmienić międzynarodowe kryteria oceny tego, czym jest terroryzm. Amerykanie dążą do utożsamienia zjawiska terroryzmu z prawowitym ruchem oporu. A przecież ludzie żyjący pod okupacją mają wszelkie prawo do walki przeciwko niej. Mówi o tym Karta ONZ!

Osobisty wysłannik sekretarza generalnego ONZ Staffan de Mistury skrytykował naruszanie linii rozejmowej w Libanie przez obie strony, w tym przez Hezbollah. Jego zdaniem pociski Hezbollahu, ostrzeliwującego samoloty izraelskie od dawna regularnie przelatujące nad terytorium Libanu, spadają po stronie izraelskiej i tym samym naruszają błękitną linię.

Przedstawiciel ONZ wyraża w ten sposób jedynie międzynarodową niemoc, by powstrzymać albo ograniczyć izraelską agresję skierowaną przeciwko Libanowi. Przecież na podstawie raportów Tymczasowych Sił ONZ w Libanie (UNIFIL) łatwo się przekonać, że izraelskie myśliwce bombardujące regularnie naruszają przestrzeń powietrzną Libanu. A mimo to ONZ nie potępia tych naruszeń, nie dąży do ich powstrzymania. ONZ zajmuje negatywne i mało konstruktywne stanowisko, domagając się od nas, byśmy powstrzymali się od przeszkadzania izraelskim odrzutowcom wojskowym, gdy te naruszają naszą przestrzeń powietrzną. Te odrzutowce wzbudzają przerażenie naszych dzieci, paraliżują życie w południowym Libanie, utrzymują w kraju ciągły stan zagrożenia.

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Świat; s. 42
Reklama