Archiwum Polityki

Droga przez PIT

Dziesiąty rok samodzielnie rozliczamy się z podatków. Z wypełnianiem formularzy, tą coroczną drogą przez mękę, zdążyliśmy się już oswoić, choć ustawodawca potrafił zmieniać przepisy kilkanaście razy w ciągu roku. Czego to Polak przy okazji nie wymyślił, żeby choć trochę fiskusowi uszczknąć: i konie próbowano rozliczać jako „przedmiot rehabilitacyjny”, i pościel z owiec australijskich, i nawet frytownice.

Wprowadzenie podatku od dochodów osobistych (ustawa z 1991 r.) od początku było nieprzygotowane. Cztery warszawskie urzędy skarbowe obsługiwały w jednym budynku pół stolicy, tak że część urzędników na Ochocie trzeba było przenieść do sąsiedniego kościoła Błogosławionego Dzieciątka Jezus, do salek katechetycznych. Ludzie nie wierzyli poczcie, zdecydowana większość wolała rozliczyć podatki osobiście, więc „na parę dni przed upływem terminu składania zeznań podatkowych panuje tu szaleństwo” – relacjonował reporter „GW”.

„Mężczyzna w szarym garniturze siedzi za biurkiem. Nagle odsuwa szufladę, łapie pojemnik z gazem obezwładniającym i celuje w moją stronę. Jest naczelnikiem Urzędu Skarbowego Warszawa Ochota. – Pach! – mówi. – Pach! Gaz musi mieć pod ręką. Na klientów, którzy z powodu podatku dochodowego nie chcą opuścić gabinetu, grożą naczelnikowi albo wyzywają go od ubeków”. Tak rozpoczynała się jedna z pierwszych relacji ze składania PIT za 1992 r. (Mariusz Szczygieł, „Gorączka podatkowa”, „Gazeta Wyborcza” z 28 kwietnia 1993 r.).

Księgowi nie mogą rozgryźć

80 proc. pierwszych PIT-ów było źle wypełnionych. Niektórzy zamiast cyfr kreślili na formularzach swoje uwagi: „Uważam, że mnie się poniża, dając mi tyle renty i jeszcze żądając podatek – przedwojenna nauczycielka, żołnierz AK”. Albo: „Ja bym wam bluzgnął, ale jest to druk państwowy”.

System komputerowy – obiecywał wówczas dyrektor Jarosław Deminet z Ministerstwa Finansów – wprowadzimy od początku przyszłego roku. Nie ma go do dzisiaj.

Klientów dezinformowali sami urzędnicy skarbowi.

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Gospodarka; s. 64
Reklama