Kasia Utrata ma 20, lat skończyła świetne liceum warszawskie. Na elitarne Międzywydziałowe Studia Humanistyczne w Uniwersytecie Warszawskim została przyjęta bez egzaminu po uzyskaniu złotego medalu na międzynarodowej olimpiadzie języka rosyjskiego w Moskwie. Została także przyjęta – po zdanych egzaminach – na studia w Manchesterze, ale traktuje to na razie jak sprawdzian dla siebie samej. Mówi biegle po angielsku, uczy się kilku innych języków, w tym hindu. Niedługo zacznie uczyć się ukraińskiego.
Jej prapradziadek Józef Michalczuk ze wsi Worochta w powiecie Sokal był Ukraińcem. Jego żona, praprababka Marta Łenko, była Polką. Mieli córkę Marię, wnuczkę Magdalenę, prawnuczkę Elżbietę. No i Kasię Utratę – praprawnuczkę.
Katarzyna chce odnaleźć swoich krewnych, potomków prapradziadka Józefa na Ukrainie, których nigdy nie widziała i nie ma z nimi żadnego kontaktu. – Mam silną potrzebę poznania swych korzeni – mówi. – Kiedy zna się drzewo genealogiczne swej rodziny, człowiek czuje się mocniej osadzony w czasie, silniejszy. Wyrasta się z pnia drzewa – znanego, bliskiego. I mnóstwo konarów jest niewidocznie wplecionych w życie każdego człowieka z rodziny. Mam już takie drzewo.
We wsi Worochta wszyscy żyli zgodnie. Mieli tam dom Michalczukowie, a także ich córka Maria, która wyszła za mąż za Michała Ostrówkę. Do ich córek – Anny i Magdaleny (która wiele lat potem miała zostać babcią Katarzyny Utraty) Ostrówkówien przychodził Staszek, syn Ukraińca Bodnara, który pięknie rysował śmieszne rysunki na odwrotnej stronie obrazów, które oprawiał w ramy ojciec dziewczynek. Żartów i śmiechów było co niemiara.
Ukraińcy i Polacy pomagali sobie, razem się bawili i czasem także wspólnie modlili.