Archiwum Polityki

Mam już swoje drzewo

Oni nam – my im. Ukraińcy nam, my Ukraińcom. Akcja Wisła, rozpoczęta 55 lat temu, stanowiła tylko jeden z tragicznych punktów na mapie krzywd. Wyrządzały je sobie oba narody, które tę samą ziemię i to samo ukochane miasto Lwów uważały za swoje i święte. Pogmatwały się ludzkie losy, wytarto z mapy prastare wsie. Jak Worochtę, dziś porośniętą dzikimi chaszczami, po której w pamięci rodziny warszawskiej studentki Katarzyny Utraty została tylko nazwa.

Kasia Utrata ma 20, lat skończyła świetne liceum warszawskie. Na elitarne Międzywydziałowe Studia Humanistyczne w Uniwersytecie Warszawskim została przyjęta bez egzaminu po uzyskaniu złotego medalu na międzynarodowej olimpiadzie języka rosyjskiego w Moskwie. Została także przyjęta – po zdanych egzaminach – na studia w Manchesterze, ale traktuje to na razie jak sprawdzian dla siebie samej. Mówi biegle po angielsku, uczy się kilku innych języków, w tym hindu. Niedługo zacznie uczyć się ukraińskiego.

Jej prapradziadek Józef Michalczuk ze wsi Worochta w powiecie Sokal był Ukraińcem. Jego żona, praprababka Marta Łenko, była Polką. Mieli córkę Marię, wnuczkę Magdalenę, prawnuczkę Elżbietę. No i Kasię Utratę – praprawnuczkę.

Katarzyna chce odnaleźć swoich krewnych, potomków prapradziadka Józefa na Ukrainie, których nigdy nie widziała i nie ma z nimi żadnego kontaktu. – Mam silną potrzebę poznania swych korzeni – mówi. – Kiedy zna się drzewo genealogiczne swej rodziny, człowiek czuje się mocniej osadzony w czasie, silniejszy. Wyrasta się z pnia drzewa – znanego, bliskiego. I mnóstwo konarów jest niewidocznie wplecionych w życie każdego człowieka z rodziny. Mam już takie drzewo.

We wsi Worochta wszyscy żyli zgodnie. Mieli tam dom Michalczukowie, a także ich córka Maria, która wyszła za mąż za Michała Ostrówkę. Do ich córek – Anny i Magdaleny (która wiele lat potem miała zostać babcią Katarzyny Utraty) Ostrówkówien przychodził Staszek, syn Ukraińca Bodnara, który pięknie rysował śmieszne rysunki na odwrotnej stronie obrazów, które oprawiał w ramy ojciec dziewczynek. Żartów i śmiechów było co niemiara.

Ukraińcy i Polacy pomagali sobie, razem się bawili i czasem także wspólnie modlili.

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Historia; s. 76
Reklama