Nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji przygotowała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji pod hasłem dostosowania prawa do Unii Europejskiej oraz do nowych, wkraczających na polski rynek technologii. Rzec by więc można, że jest to zmiana obligatoryjna, związana z niezbędną harmonizacją prawa przed przystąpieniem do Unii Europejskiej. Propozycje zmian poszły jednak szerzej i głębiej i to w wielu dziedzinach. Większość z nich jest autorstwa Krajowej Rady, niektóre są dziełem rządu, który projekt przedstawił jako swój, gdyż KRRiTV nie ma prawa inicjatywy ustawodawczej. Pierwszy i podstawy zarzut, jaki można postawić wspólnemu dziełu rządu i Krajowej Rady, polega na tym, że nowelizacja odwraca te tendencje, które przyświecały twórcom ustawy o radiofonii i telewizji w początkach lat 90. Wówczas próbowano (prawda, że często w sposób bardzo ułomny) złamać monopol na rynku mediów elektronicznych, którego symbolem był słynny Radiokomitet, i ustanowić nowy, pluralistyczny ład medialny w Polsce. Teraz duch Radiokomitetu wraca do świata mediów już nie kuchennymi drzwiami, ale śmiało i od frontu.
Dziewięciu mocnych ludzi
Oto główne elementy pakietu: znaczne wzmocnienie pozycji Krajowej Rady w stosunku do nadawców; ograniczenie koncentracji kapitału (w tym zakaz posiadania ogólnopolskiej telewizji lub radia przez wydawców ogólnopolskich dzienników i czasopism); nałożenie na nadawców prywatnych wielu nowych obowiązków (część z nich wynika rzeczywiście z dostosowania prawa do dyrektyw unijnych); wzmocnienie pozycji mediów publicznych, także poprzez zupełnie inne uregulowanie kwestii ściągalności abonamentu.
Największy niepokój nadawców prywatnych rodzi wzmocnienie pozycji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz telewizji publicznej. To są dwie kluczowe kwestie.