Kto wie, czy o wyniku francuskich wyborów prezydenckich (I tura – 21 kwietnia, II decydująca tura – 5 maja) nie przesądzi niedawna zbrodnia Richarda Durna, 33-letniego szaleńca, który nagle otworzył ogień do radnych podparyskiego Nanterre i zabił ośmioro z nich. Ujęto go na miejscu, lecz zanim prokurator zdążył cokolwiek wyjaśnić z tej ponurej zbrodni, Durn – przesłuchiwany przez policjantów – wyskoczył przez okno z 4 piętra słynnego budynku przy Bulwarze Złotników, głównej siedziby policji paryskiej. W jaki sposób szaleniec, który powinien być pod szczególnym nadzorem, zdołał się wymknąć policjantom? We Francji, jak niemal w każdym kraju europejskim, walka z przestępczością jest najgorętszym tematem politycznym, tematem numer jeden. Cóż dopiero na miesiąc przed wyborami prezydenckimi!
Obsesyjna kampania
Obaj główni kandydaci, urzędujący prezydent Jacques Chirac i urzędujący premier Lionel Jospin, natychmiast zaczęli komentować wydarzenia w Nanterre i wpadkę policji paryskiej. Ale chociaż obaj w sondażach przedwyborczych szli dotąd łeb w łeb, zbrodnia w Nanterre i niewytłumaczalne samobójstwo szaleńca może zmienić nastroje wyborców. Po pierwsze dlatego, że „prawo i sprawiedliwość” to tradycyjnie teren, na którym więcej punktów zbiera prawica, a więc Chirac. Po drugie, rażące zaniedbanie (albo brak szczęścia) policji obciąża ministra spraw wewnętrznych, a pośrednio premiera Jospina, który zdaje sobie doskonale sprawę z katastrofalnych skutków politycznych niedawnych zdarzeń. Najlepszy dowód, że premier niezwłocznie zaczął mówić o tendencyjnym wykorzystywaniu tych zdarzeń przez swego rywala i o jego „zawężonej i obsesyjnej kampanii” wyborczej. Prawica zaraz bowiem zaczęła domagać się wyjaśnień od rządu, dając do zrozumienia, że „złe funkcjonowanie, nadużycia” policjantów to wina lewicy, która przestępczość traktuje „zbyt pobłażliwie”.