Przewodniczący Samoobrony w ostatnich dniach mało przypominał siebie z połowy lutego, kiedy nad Sejmem zawisła groźba rozwiązania i gdy pospiesznie dopisywano aneks do umowy stabilizacyjnej. Upokorzenie Leppera i Giertycha było aż nadto widoczne. Bardziej bał się wprawdzie Giertych, ale i Lepper nie miał tęgiej miny. Podpisali wszystko nie dostając nic w zamian. Sytuacja się jednak zmieniła. Teraz to Lepper próbuje stawiać warunki. Na początku roku jeszcze nie musiało być koalicji rządowej, a on nie musiał być wicepremierem. Teraz powiada, że nie tylko chce, ale musi nim zostać i twierdzi, że bez koalicji rządowej Samoobrona nie poprze ani jednego projektu ustawy. Dla partii Jarosława Kaczyńskiego oznacza to, że nie uchwalono by tak priorytetowych ustaw, jak o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, likwidacji WSI, a nawet nie wiadomo, czy przewodniczącym śledczej komisji bankowej zostałby poseł PiS.
Lepper stawia nie tylko warunek zawarcia formalnej koalicji rządowej z udziałem ministrów z Samoobrony (przynajmniej dwa, trzy resorty), ale też żądania programowe. Te zresztą nie są trudne do przyjęcia z powodu bliskości programowej obu partii. PiS popiera zmianę ustawy o NBP, zwolnienie paliwa rolniczego z akcyzy, coroczną waloryzację rent i emerytur premier już dawno zapowiadał (nie ma jednak w tej sprawie stanowiska Ministerstw Pracy i Finansów). Partie mogą się dogadać w sprawie ograniczenia ekspansji supermarketów czy nawet kontraktacji płodów rolnych. Zresztą warunków Lepper nie stawia twardo. Twardy jest tam, gdzie nie ma oporu PiS, jak choćby w ograniczeniu niezależności banku centralnego. W kwestii kluczowego jeszcze niedawno punktu programowego Samoobrony, czyli minimum socjalnego dla bezrobotnych (koszt rzędu 25 mld), mówi miękko – dajmy na początek jakiś sygnał.