Unia debatuje właśnie nad kształtem wspólnego budżetu w latach 2000-2006, w tym nad rezerwą na dotacje dla przyszłych nowych członków. Jeśli się dogada, już w końcu marca poznamy zasady finansowania i kwoty, które zamierza przeznaczyć dla nas. Jeśli pomoc będziemy wchłaniać jak Irlandia, powtórzymy jej oszałamiające osiągnięcia.
W końcu tego roku wygasają uzgodnione w 1992 r. wytyczne budżetowe Unii. Nowe są potrzebne, aby utrzymać w ryzach budżet, który przejawiał skłonność do niekontrolowanego wzrostu. Do pierwszej poważnej próby ich określenia dojdzie na nadzwyczajnym marcowym szczycie w Brukseli.
W lipcu 1997 r. Komisja przedstawiła odpowiednie propozycje w dokumencie "Agenda 2000". Znalazła się w nim także ocena perspektyw poszerzenia Unii i przygotowania poszczególnych kandydatów oraz spodziewanych konsekwencji dla unijnego budżetu przyjęcia ich czołowej szóstki w 2002 r., w tym Polski.
Nawet państwa, które boją się utraty dotacji na rzecz nowych "pariasów", nie ośmielają się podawać w wątpliwość naszego prawa do członkostwa i unijnej solidarności. Jednak powiązanie w "Agendzie 2000" poszerzenia Unii z niezbędną reformą jej wspólnej polityki rolnej i funduszy strukturalnych przeznaczonych na rozwój regionów uboższych osłabia poczucie solidarności z Europą Środkową i Wschodnią.
Wspólny budżet sięgnie w tym roku 85,5 mld euro (1 euro = 4,1 zł), czyli zaledwie 1,10 proc. PKB członków Unii. 90 proc. wydatków pochłania wspólna polityka rolna i strukturalna. Resztę przeznacza się na setki programów współpracy i przedsięwzięć sprzyjających integracji, zwłaszcza na wspólne projekty naukowo-badawcze, a także na pokrycie kosztów administracyjnych i na pomoc dla krajów trzecich (w tym fundusz PHARE).
Wydatki rolne pochłaniają ponad 40 mld euro, blisko połowę budżetu.